Motywuj!

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

poniedziałek, 7 marca 2016

ROZDZIAŁ DRUGI - "Jestem nieuważna"

Cześć wszystkim!

Jestem chora, dlatego z nudów napisałam co nieco i postanowiłam już dzisiaj to opublikować. Mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do czytania i zachęcam do pozostawienia komentarza, w ramach motywacji oczywiście!


Za błędy przepraszam i śmiało! Poprawiać mnie!


Ps. Wybaczcie za akapity, ale blogspot sobie z nimi nie radzi i nieważne ile razy bym tego nie zmieniła, to i tak robi po swojemu. 


Nilkrokusy :)




(...) nigdy nie warto uwodzić kretyna


Tuż po przebudzeniu, zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Leżąc wciąż z zamkniętymi powiekami, przewróciłam się na brzuch. Poczułam, że moje łóżko jest bardzo, ale to bardzo twarde. Od zawsze uważałam, że materace w dormitoriach byłyby idealne dla jaskiniowców, a nie dla nas - uczniów, ale to musiałoby być lekkie przegięcie.
Otworzyłam oczy i z żałosnym jękiem wydobywającym się z mojej piersi, uświadomiłam sobie, że leżę na dywanie w pokoju wspólnym.
„Ciekawe, która godzina?” przemknęło mi przez myśl.
Wstałam, rozejrzałam się uważnie, jakby w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby być niebezpieczne lub podejrzane i od razu zorientowałam się, że jest albo bardzo późno, albo bardzo wcześnie. Skąd te wnioski? Nie było tutaj nikogo. Nawet mojego rudego kocura, Krzywołapa.
Niestety, ale mój futrzak poległ na wojnie. Brakuje mi go, przyzwyczaiłam się do niego. To właściwie nie ja go oswoiłam, nie ja go kupiłam, ale to on zrobił to ze mną. Dał za to przyzwoitą cenę - życie. Gdyby nie on, zaklęcie uśmiercające trafiłoby właśnie we mnie, nie w niego. Zabawna historia, czyż nie? Uratowana przez kota. Chociaż, czy to naprawdę był kot? Ta istota była inteligentniejsza od Rona. No ludzie, mówię poważnie. Tak samo rude, tak samo brzydkie, ale za to mądrzejsze. Wybacz Ronaldzie, ale taka jest prawda, przyjacielu.
Dziwnym trafem, czułam się spóźniona. Spojrzałam na zegarek kieszonkowy, który nosiłam w torebce. Tak na wszelki wypadek. Była godzina ósma czterdzieści. W takim razie miałam aż dwadzieścia minut na poranną toaletę, spakowanie się na lekcje i dojście do klasy, zanim nauczyciel wlepi mi szlaban. Genialnie!
Pośpiesznie wstałam z podłogi i pędem ruszyłam do łazienki. Szybko wykonałam podstawowe czynności, takie jak mycie zębów, szczotkowanie włosów i związanie ich w wysokiego kucyka. W drodze do dormitorium przeklinałam w myślach moich znajomych. Jak oni mogli pozwolić na to, że ja bezczynnie leżałam na klepisku w salonie, a oni tak po prostu wyszli sobie na lekcje? Byłam zła. Na nich i na samą siebie, bo nie mogłam położyć się do łóżka pierwszego dnia szkoły jak normalny człowiek, tylko musiałam sobie odpoczywać. Intensywnie odpoczywać, aż za intensywnie... Nieważne, gadam bzdury.
Wracając do mojego bardzo chaotycznego poranku, na schodach byłam około godziny za pięć dziewiąta. Modliłam się, aby dzisiaj oszczędziły sobie dowcipów i jak najszybciej dostarczyły mnie na... Właśnie, gdzie? To niemożliwe, bym była taka nierozgarnięta. Nie wtedy, nie w czasie roku szkolnego. Przeklinając w duchu, przypomniałam sobie, że w ramach powrotu do szkoły mieliśmy godzinę zajęć tygodniowo na świeżym powietrzu. Co prawda już od szóstej klasy razem z Harrym i Ronem nie chodziliśmy na opiekę nad magicznymi stworzeniami, ale to już nie podlegało naszej zgodzie. Tak zarządziła pani dyrektor, za co jestem jej dozgonnie wdzięczna. Potrzebowałam spacerów, a te zajęcia miały na celu odpoczynek i przy okazji nauczania nas różnych gatunków zwierząt i roślin rosnących na hogwarckich terenach. Coś takiego jak zielarstwo w połączeniu z opieką. Fajna sprawa.
Czym prędzej popędziłam w stronę błoni. Przy chatce Hagrida był już tłum zbierających się uczniów. Przybyłam tam równo o dziewiątej. Imponujące. Uwinęłam się w zaledwie dwadzieścia minut. Życiowy rekord, nie ma co.
W oddali dostrzegłam sylwetkę Harry'ego i Rona. Stali obok Neville'a i przeglądali książkę od zielarstwa. Jak tylko ich zobaczyłam, zrobiłam się czerwona jak burak. Ponadto, byłam wściekła. Podbiegłam do Harry'ego i ukłułam go paznokciem w tors.
— Jak mogłeś Harry! — krzyknęłam. - Dlaczego mnie nie obudziłeś?!
— Nie chciałeś — wtrącił Ron.
— Nie odzywaj się — warknęłam. — Przez was zaspałam — westchnęłam.
— Ron mówi prawdę — oznajmił Harry. - Mówiłaś „żebyśmy się odwalili i dali ci spać” — wyjaśnił. — To niepodobne do ciebie, wiem — zapewnił — ale trochę się bałem, że zrobisz mi krzywdę.
— Daj spokój! — Machnęłam ręką. — Następnym razem proszę wypróbować lepsze środki, a nie tylko szeptać mi do uszka, żebym się obudziła — burknęłam.
Harry skinął głową, ale Ron patrzył na mnie tak, jakbym zrobiła coś niedobrego. Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam Pansy Parkinson, która trzymała w ręku szatę szkolną... Malfoya. Tak ona musiała być Malfoya, ponieważ jako jedyny z całej grupy miał na sobie jedynie koszulę.
Patrzyła na niego jak na posiłek. Żałosne. Wykorzystał ją do noszenia swojego ubrania, a ona jeszcze ślini się na jego widok? Ja tam nie wiem, co ona w nim widzi. Wredny, cyniczny... pokurcz. Co z tego, że jest bogaty? Nie miałam pojęcia czy jest błyskotliwy, bo raczej z nim nie rozmawiałam, ale wątpiłam w prawdziwość tego stwierdzenia. Gdyby mnie traktował w taki sposób, to bez wahania uderzyłabym go stołem w twarz. Wtedy... Być zmanipulowaną przez tak zepsutą istotę... Też mi coś! Naiwna kiciunia. Chociaż wygląda bardziej niż pies, to dla mnie niech będzie naiwną kiciunią. Podoba mi się.
Hagrid poprowadził nas na łąkę, gdzie mogliśmy przyjrzeć się tamtejszej roślinności. Ekstra, już od pierwszej klasy znam nazwę każdego gatunku na pamięć, ale nie będę się leniła jak ogromna większość i leżała na trawie, udając, że przyglądam się im z bliska. Podeszłam więc do jednego z krzewów, aby zerwać kilka jadalnych jagód. Harry dołączył do mnie chwilę później. Ron jak zwykle odpoczywał. Leżał na łące, oparty o kamień, a ręce zaplótł w dziwny węzeł. Naprawdę, nie mam pojęcia, jak tego dokonał, ale wyglądało to kosmicznie. Chyba użył jakiegoś zaklęcia.
Hagrid starał się przybliżyć nam względy jabłonki, która zrzucała chyba z tonę jabłek, jak tylko wlazło się tuż pod nią. Seamus był bardzo ciekawy jak to możliwe, dlatego przy najbliższej okazji udał się prosto pod drzewo, przez co został boleśnie staranowany.
Tuż za moimi plecami, stała Parkinson. Ona, Zabini i Malfoy. Jakby nie mogli stanąć co najmniej kilka metrów dalej. Głos dziewczyny był zaskakująco melodyjny i upajający. Nie spodziewałam się tego po niej. Niestety słowa, jakie płynęły z jej ust, zepsuły cała atmosferę;
— Co za gówno! — wrzasnęła.
— Nie gówno, Pansy. — Wywrócił oczami Malfoy. — Przyda ci się dotlenić główkę — zaśmiał się, ale ja wyczułam w tym nutkę pogardy i dezaprobaty. — Świeże powietrze, wietrzyk. Czujesz to?
— Tak, lekko zalatuje smrodem tego kloca! — Wskazała palcem na Hagrida. — Poza tym, czuję się źle wśród tego kującego zielska. Dostanę paskudnej wysypki — narzekała.
— Powinno być nam przykro? - zapytał Zabini. — Nie chcemy popełnić gafy.
Czy ona tego, do jasnej ciasnej, nie widziała? Jaka ta dziewczyna jest beznadziejna! Właśnie się z niej ewidentnie naśmiewali, a ona tego nawet nie zauważyła.
Spojrzałam wymownie na Harry'ego, który również usłyszał kawałek rozmowy tamtych ślizgonów. Wyglądał na załamanego zachowaniem Parkinson. Sama byłam poirytowana tą całą sytuacją. W dodatku Malfoy bez przerwy się na mnie patrzył. Czułam, jak rumieńce wykwitają mi na twarzy. Już wtedy zorientowałam się, co się kroi, a pomyśleć, że to dopiero był początek. Byłam tego świadoma, ale postanowiłam to ignorować. Przynajmniej do czasu, kiedy znów mi się przypomniało.
A przypomniało mi się dopiero kilka tygodni później, kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem przez niego zupełnie ignorowana. Nigdy nie zwracaliśmy na siebie szczególnej uwagi, mam na myśli oczywiście mnie i Malfoya, ale nie aż tak! Czasami zaczęłam wątpić, czy aby na pewno istnieję. Kiedy przechodził obok, spoglądałam na swoją rękę i wydawało mi się, że jest przezroczysta. Jakby ktoś mi ją zaczarował, a zapewniam, że to sprawdziłam.
Tamtego dnia było inaczej... Kiedy zmierzałam na zajęcia obrony przed czarną magią, przypadkiem wpadł na mnie na schodach. Przeprosił szybko, ale nie pomógł mi wstać. Po raz drugi roztrzaskałam tyłek na ziemi i to dzięki niemu.
Razem z Harrym, który pomógł mi się podnieść, weszliśmy do sali, gdzie profesor Margo Cerver już na nas czekała. Nie ukrywam, ta kobieta mi bardzo imponowała. Oprócz tego, że była zasadnicza, inteligentna i kontrolująca, była również ciepła i sympatyczna. Intrygująca mieszanka, czyż nie? Najlepsze w tym wszystkim było to, że ona nie znosiła Malfoya. Twierdziła, że jego bezczelność, zaprowadzi go donikąd. Miała rację. Gdy dobieraliśmy się w pary, ciekawym przypadkiem zawsze trafiał na osobę, którą najmniej lubił. Dzięki temu nie miał szans na zaprezentowanie się, chociażby dobrze.
Tego dnia również dobieraliśmy się w pary. Wybierało się w sposób następujący; dziesięć osób z klasy otrzymywało karteczki, na której znajdowały się nazwiska uczniów, do której mamy się przysiąść i pracować na lekcji.
Nie otrzymałam pergaminu, tak więc ktoś musiał mnie wylosować. Rozejrzałam się po klasie; Ron był w drodze do stolika Nevilla, Harry patrzył na mnie, ale po chwili uniósł brwi i poszedł w stronę Parvati Patil. Spojrzałam na Deana Thomasa, ale on tylko pokiwał przecząco głową i strapiony usiadł obok Millicenty Bulstrode. Z niechęcią popatrzyłam na Zabiniego, ale on również nie szedł w moim kierunku. Po chwili osłupiałam. Mój żołądek skurczył się do rozmiarów orzecha laskowego, a ja poczułam się niczym wyrodny burak na grządce. Nabrałam cudownej, krwistoczerwonej barwy. Odwróciłam wzrok i wlepiłam go w podręcznik. Niestety to nie pomogło, po chwili Draco Malfoy siedział tuż obok mnie, z wyciągniętymi dłońmi, w których trzymał zwitek papieru z moim imieniem i nazwiskiem. Momentalnie znienawidziłam profesor Cerver.
— Hej — odezwał się.
Spojrzałam na niego z przekąsem.
— Granger...
Odchyliłam głowę w tył i głęboko westchnęłam. Sufit był bardzo ciekawy, nie powiem.
— Cześć — powiedziałam i znowu odwróciłam wzrok.
— Potter chce coś od ciebie — mruknął niezadowolony.
Spojrzałam na Harry'ego. Współczuł mi. To spojrzenie, które sprawia, że wygląda jak zbity szczeniak i sprawia, że czuję się źle. Tak jakbym to ja go uderzyła, a przecież to ja cierpię, nie on.
Odwróciłam wzrok i skierowałam go bezpośrednio na Malfoya.
— I co z tego? — spytałam nieuprzejmie.
— Nic — zaśmiał się.
Irytował mnie. Był taki... normalny. Dziwna rzecz - normalny Malfoy. A może to ja zgłupiałam? Z pewnością. Przecież to dziwak i sztywniak.
— Nie wyspałaś się? — spytał.
Miałam ochotę odpowiedzieć „Wręcz przeciwnie, pospałam sobie”, ale w ostateczności odszczeknęłam tylko:
— Co cię to obchodzi?
— Masz na głowie takie gniazdo Granger... — mruknął z dezaprobatą.
„Och wybacz Malfoy, że nie spędzam siedemnastu godzin przed lustrem, tak jak ty to robisz” - cisnęło mi się na język. Czułam, że balansowaliśmy na bardzo delikatnej huśtawce, jeszcze chwila, a wstanę z tego krzesełka i uderzę nim o ścianę. Albo o niego.
Co ja mam z tymi krzesłami i stołami? Nieważne.
— Twoje żarty są mało zabawne — przyznałam z ironicznym uśmiechem.
— To nie był żart. - Uśmiechnął się. — A tak poza tym, to nie sądzisz, że żart bez, choć drobnej riposty zdycha i w rezultacie staje się smutny? — zapytał, unosząc brwi.
— Dzięki tobie wszyscy umrzemy ze śmiechu, wiesz, dowcipnisiu? — Postanowiłam zamortyzować ten niby żart, przyjąć na klatę i uzbroić się w cierpliwość do tego irytującego odludka.
Nic nie odpowiedział. Zaczął notować zaklęcia, których mieliśmy użyć do pojedynków.
Miał zgrabne, wręcz piękne pismo. Pochyłe litery, pisane czarnym atramentem wydały mi się wtedy dziełem sztuki. Wyobrazić sobie, że ręka, która to stworzyła, należy do takiego kogoś.
Sama również zaczęłam notować. W porównaniu do jego moje kuksańce wydały się wręcz obrzydliwe. Całe życie sądziłam, że piszę ładnie. A tu proszę, niespodzianka.
Po chwili skończył pisać i odłożył swoje pióro tuż obok mojej dłoni. Lekko smyrało moje knykcie, dlatego odtrąciłam je na bok i spadło mu na spodnie. Na szczęście były czarne i atrament nie pozostawił nic, poza mokrą plamką na jego udzie.
— Jesteś jak kolka nerwowa Granger — stwierdził. —Nie denerwuj się, bo czasem mam wrażenie, że cię nienawidzę.
Niby co miałam mu powiedzieć? Że to po prostu nerwowa reakcja na jego krytykę? Nie, na pewno nie chciałam mu tego mówić. To tylko jeszcze bardziej podsyciłoby jego przeświadczenie o tym, że ma rację w tym, co mówi.
— Naprawdę? Czasem? - spytałam zdumiona. — Bo ja odnoszę takie wrażenie całe życie.
— Mam do ciebie prośbę Granger — zaczął — chciałbym, żebyś pomogła mi z transmutacją, bo...
Parsknęłam śmiechem.
Wypowiedział te słowa jak do modlitwy, wręcz wyrecytował. Jakby przez te kilka tygodni właśnie dlatego się do mnie nie odzywał. Jakby potrzebował mojej pomocy. To brzmiało jak podanie pana dupka o przyjęcie do pracy. „Ja pan dupek, chciałbym złożyć pani zdumiewającą ofertę, gdzie nie ja będę pracował, ale pani. Co nie znaczy, że nie będzie miała pani za to wynagrodzenia. Oboje będziemy mieli. Ja się co nieco nauczę, a pani będzie miała przyjemność skosztowania mojego towarzystwa przez kilka cudownych godzin tygodniowo". To właśnie usłyszałam. Choć to było zwykłe złudzenie, to brzmiało realistycznie.
— Nie. — Tylko to zdołałam wydusić, bo poczułam, jakby w moim gardle ktoś związał mocny supeł.
Nie zdążył mi odpowiedzieć, ponieważ profesor Cerver zarządziła, abyśmy ustawili się w parach i przygotowali do pojedynku.
Tak więc stanęłam naprzeciwko Malfoya i czekałam na swoją kolej.
Obserwowałam pary, które świetnie sobie poradziły i niemal każda z nich zdobyła po dziesięć punktów dla swojego domu. Po wojnie każdy z nas wręcz perfekcyjnie potrafił rzucać zaklęcia obronne. Harry powalił Parvati swoim pierwszym zaklęciem niewerbalnym. Ronowi też udało się wygrać, ale muszę przyznać, że z wielkim trudem. Millicenta swoim łomotem o ziemię pozbawiła słuchu chyba wszystkich znajdujących się w sali. Tylko Malfoy pozostał przy zdrowym zmyśle i zaczął się histerycznie śmiać. Niestety nie trwało to długo, bo w końcu czas przyszedł na nas.
— Do boju, Granger — wymamrotał w chwili, kiedy oboje ukłoniliśmy się przed sobą.
— Expelliarmus! — wrzasnęłam, ale Malfoy świetnie poradził sobie z tarczą.
— Immobulius! — zawołał, ale ja również odepchnęłam jego zaklęcie.
Byłam ciekawa, co Malfoy ma w zanadrzu. W końcu służył u Voldemorta, czyż nie? Powinien mieć kilka sztuczek czarnomagicznych, którymi mógłby bez problemu pokonać kogoś tak niedoświadczonego, jak... No właśnie, ja nie jestem niedoświadczona. Dobrze o tym wiedział.
Odnotowałabym swoje myśli na temat tego, jak bardzo jest głupi, ale nie miałam na to czasu.
— Depulso! — krzyknęłam, a wtedy Malfoy, który dziwnym trafem niczego się nie spodziewał, z głuchym łomotem wylądował dupskiem na posadzce.
Przez chwilę, widząc jego minę, zrobiło mi się go szkoda, ale przypomniałam sobie, że on w ogóle mnie nie obchodzi. Tak więc uniosłam dumnie głowę, szczycąc się zwycięstwem i gromkimi oklaskami. Czułam się naprawdę mile połechtana.
Podeszłam do niego, aby pomóc mu wstać. Tego wymagał szacunek, którego do niego nie miałam nawet w najmniejszym stopniu, ale co tam. Podałam mu dłoń, a on niespodziewanie pociągnął mnie w swoją stronę.
— O szóstej, w środę, na błoniach — szepnął mi do ucha.
W oddali usłyszałam krzyk Rona.
— Nie dotykaj jej!
Malfoy odepchnął mnie delikatnie i spojrzał z drwiną na Rona.
— Bo co? Świeżo po malowaniu? — parsknął śmiechem.
„Co za kretyn". Pomyślałabym podły dupek, ale moim zdaniem „podły”, a „dupek”, to zupełnie odrębne kategorie zła. On nie zasługiwał na obarczenie słowem „podły”, ponieważ Malfoy to zwykły tchórz, który, widząc po jego słabym występie, zapomniał co to walka.
Mogę uznać się za księżniczkę fatalnych błędów, ponieważ nic nie odpowiedziałam, co nie znaczyło nic innego, jak potwierdzenie zaproszenia.
Zbyt oszołomiona jego cichym pomrukiem, który zdecydowanie bardziej mnie obrzydził, niż podniecił, nie mogłam skupić uwagi na tym, co się wokół dzieje.
Nim się obejrzałam, stałam przed klasą, ciągnięta za łokieć przez Harry’ego, zmierzałam, jak zdołałam się domyślić, do wielkiej sali, na obiad.

15 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo dobry. Osobiście myślałam, że Malfoy się obroni w tym pojedynku, ale cóż... może olśniła go Granger? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D Malfoy... Myślę, że to była przykrywka, żeby narobić zamieszania. On lubi robić szum wokół siebie :D

      Usuń
  2. Aaaaa nawet nie wiesz jak się cieszę, że tak szybko dodałaś rozdział!
    Na wstępie powiem, że wprost kocham Twoje/Hermiony poczucie humoru.
    "Tak samo rude, tak samo brzydkie, ale za to mądrzejsze. Wybacz Ronaldzie, ale taka jest prawda, przyjacielu." ZABIŁAŚ MNIE TYM I DOSTAŁAM ATAKU ŚMIECHU PRZYSIĘGAM.
    No i z nieskrywalną dumą powiem, że jestem strasznie podoba do tej Twojej Hermiony! Serio, i tak sobie czytam i myślę "No, no, jakbym była w Hogwarcie to bym uwiodła Malfoya, hehehe"
    Powiem Ci też, że szczerze mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem. Myślałam, że Malfoy będzie jeszcze przez długi czas tylko jeździł po Hermionie, a tu proszę - bardzo miłe zaskoczenie. Oczywiście chyba już nie muszę mówić, że chyba umrę z podniecenia czekając na kolejny rozdział, bo akcja coraz bardziej się rozkręca.
    Hermiona dająca korki Malfoyowi? Świetne.
    Pansy słodka idiotka? Klasycznie i najlepiej.
    Czekam niecierpliwie na rozdział trzeci, pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba <3 Malfoy może nie będzie już znęcał się nad Hermioną, ale... ale sprawi jej coś innego. Bardziej bolesnego... I od razu mówię, że nie będzie jej bił! To nie jakaś patologia :D

      Pozdrawiam i dziękuję! :*

      Usuń
  3. Uuuu, jak tu się wszystko szybko dzieje! Tego się nie spodziewałąm po Malfoy'u :D
    Tak jak moim przedmówczyniom, mnie też się bardzo podoba tutaj humor Hermiony. I ja głoszę tę prawdę od lat - koty są lepsze od ludzi! XD
    Weny życzę i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja dziać się aż tak szybko nie będzie. Tutaj wyczuwalny jest podstęp, czyż nie? :D

      Dziękuję bardzo! :D

      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  4. Bardzo fajny rozdział :) Rozbawiłaś mnie tym tekstem o Ronie :D
    Herm pobiła swój rekord i zdążyła na lekcje brawa dla niej :)
    Zastanawia mnie Malfoy i jego zachowanie wobec Hermiony. Czyżby specjalnie przegrał pojedynek?
    Oczywiście czekam na kolejny rozdział i życzę weny :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Malfoy to spryciarz, w końcu jest wężem! :)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Powie mi ktoś, czemu jestem tutaj tak późno? To chyba tylko zasługa mojej głupoty i odcięcia się od bloggera, które trwało ostatni miesiąc. Ta..
    Ten blog to coś cudownego! Nie wierze, że znalazłam go tak późno. Uwielbiam Twoją twórczość!
    Oj, Draco jak zwykle podbił moje serce. Ale to nic nowego, haha.
    Ogólnie blog prezentuję się prześlicznie. Wygląd zwalił mnie z nóg. Kocham tego fan arta, jest cudny :)
    Ogromnie dziękuję, za umieszczenie mojego bloga w "Polecam". To dla mnie ogromne wyróżnienie :D
    Czekam na kolejny rozdział i jeszcze raz przepraszam, że jestem tu dopiero teraz!
    Buziaki,
    Danica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milusio mi! :D Dziękuję bardzo serdecznie! Takie słowa wiele dla mnie znaczą! :) I niee, nie jesteś późno! :D Blog ma tydzień, także!

      Pozdrawiam :*
      Nilkrokusy

      Usuń
  6. Piszesz naprawdę dobrze. Przyjemnie się czyta, ponieważ masz lekki styl pisania. Przeczytałam Twoje rozdziały niemalże jednym tchem, oderwałam się od rzeczywistości. Dziękuję!
    Życzę weny.
    Zapraszam do mnie na opowiadanie wojenne.
    www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miłe słowa! :) Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również Ci się spodobają :D

      Oczywiście wpadnę!

      Pozdrawiam :*
      Nilkrokusy

      Usuń
  7. Świetny rozdział. Super się czyta

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha to porównanie Krzywołapa do Rona mistrzowskie! Przez większość rozdziału zastanawiałam sie o co chodzi Malfoyowi, że on taki inny a tu się okazuje, że potrzebuje pomocy! Świetny rozdział :)
    Pozdrawiam, Malfoy'owa
    http://lost-memories-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń