Motywuj!

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

niedziela, 6 marca 2016

ROZDZIAŁ PIERWSZY - "Jestem sarkastyczna"

Witajcie!

Przedstawiam wam rozdział pierwszy! Publikuję go dzisiaj, bo wiem, że gdybym tego nie zrobiła, pojawiłby się dużo później. Jest krótki, wiem. Wybaczcie. Poza tym jest taki.... Wprowadzający? Może tak to ujmę. Chciałabym wam przedstawić myśli Hermiony, dlatego w tym rozdziale nie działo się teoretycznie nic. W każdym razie może wam się spodoba! A i bym zapomniała... Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze pod prologiem. Jest mi bardzo miło :) 


Za błędy przepraszam i proszę, żebyście mi pod spodem pisali, jeżeli zauważycie jakiś tam nawet najmniejszy błąd. Bardzo mi to pomaga. Zapraszam do czytania!


Nilkrokusy :) 



"Miłość może podsycać nienawiść"




Mogłabym powiedzieć, że moje życie składa się z samych niepowodzeń. Niestety nie jestem na tyle zdesperowana, aby w tak perfidny sposób kłamać. Miałam wspaniałych przyjaciół i rodzinę, którą po odesłaniu do Australii, szukałam miesiącami.
Decyzje, które podjęłam w wieku dziewiętnastego roku życia, mogłabym uznać za rozsądne. Nie licząc oczywiście tej jednej, ale o szczegółach opowiem później. Wbrew temu, jak to wygląda, nie jestem głupia. Wręcz przeciwnie, uchodzę za jedną z najmądrzejszych osób w klasie.
Po wojnie postanowiłam wrócić do Hogwartu. Musiałam długi czas przekonywać Harry'ego i Rona do tego, aby razem ze mną kontynuowali naukę. Nie wyobrażałam sobie Hogwartu bez nich. Po tym, co razem przeszliśmy i jak bardzo się ze sobą związaliśmy, po prostu nie dałabym rady wrócić do tego miejsca, nie mając ich u swojego boku.
Musiałam użyć wielu argumentów, najskuteczniejszym był fakt, że bez ostatniego roku trudno im będzie dostać posadę aurora. Harry uległ nieco szybciej, bo najwidoczniej zależało mu na tej pracy, ale Ron... Ron był w nieciekawym stanie. Był nerwowy, przygnębiony i burkliwy. Oczywiście nie miałam z tym problemu, samo to, że nie zamknął się w izolatce, było dla niego wielkim sukcesem. W końcu sama nie byłam pewna, czy nie lepiej by było, gdyby od razu zajął się pracą w sklepie swoich braci. Rozstaliśmy się zaraz po wojnie. Nie było czasu na miłość, w chwili, gdy po śmierci Freda wszyscy przeżywaliśmy traumę. Najbardziej żal mi było George'a, Molly... w porządku, wszystkich. Każdy z nas zasługiwał na współczucie. To było coś strasznego. Wojna bez wątpienia pozostawiła na nas swój odcisk. Tych wspomnień nie wymażemy ze swojego życia, choćby nie wiem co.
Na peron od dawna nie odprowadzał nas Syriusz, mimo tego, w tym roku miałam przeświadczenie, że było to o wiele bardziej odczuwalne, a co się z tym wiąże -bolesne. Po pożegnaniu z Molly i Arturem zajęliśmy jeden z przedziałów, gdzie siedzieli Luna i Neville. Po wojnie stali się parą. Cieszyłam się z ich szczęścia, było go w nas tak niewiele...
Nie dało się nie zauważyć, że tego roku do szkoły wróciła mniejsza ilość uczniów niż zwykle. Nie mam na myśli tego, że nie wróciła, bo nie chciała. Oni nie wrócili, bo po prostu ich już z nami nie było. Żałoba była tutaj jak najbardziej wskazana, ale nawet dobry lekarz nie potrafiłby pomóc nam w pokonaniu tej rozpaczy. Po siedmiu miesiącach to było jasne, że odeszli i nigdy nie wrócą. Pozostała nam już tylko zwykła adaptacja.
Jakie było moje zdziwienie, gdy przez szybę w drzwiach dostrzegłam Draco Malfoya. Byłam niemal pewna, że Wizengamot nieźle go ukarał, w parze z jego nadętym ojczulkiem. Ron najwidoczniej również się zdziwił, bo kiedy Malfoy zerknął przez okienko, wystrzelił jak za naciśnięciem jakiegoś guzika.
— Czy wy to widzieliście? On ma zamiar wracać do Hogwartu? On?! — krzyknął z oburzeniem Ron.
Ginny, siedząca tuż obok Harry'ego wzruszyła ramionami. Po odejściu jej brata stała się małomówna i zamknęła się w sobie. Nawet Harry'emu nie udawało się wyprowadzić jej z tego melancholijnego nastroju.
— W końcu trochę nam pomógł — mruknął Harry, przekartkowując proroka codziennego.
— Pomógł?! Gdyby nie oni, nie musielibyśmy nikogo szukać! — zbulwersował się.
— Ron ma rację — dodałam. — Nie powinno go tutaj być.
— McGonagall nie powinna go w ogóle przyjąć — stwierdził Ron, a ja się z nim zgodziłam.
Przez następne kilka godzin rozmawialiśmy o błahych sprawach. Kto będzie nauczycielem obrony przez czarną magią albo czy nauczyciele od razu zastraszą nas owutemami, jak to mieli w zwyczaju robić i innych mało ważnych rzeczach.
Zrobiłam się senna, ale przez odczuwalny głód, nie mogłam, ani nawet nie chciałam zasnąć. Postanowiłam odszukać starszą panią z wózkiem i dlatego po cichu wymknęłam się z przedziału, gdzie wszyscy moi przyjaciele słodko sobie drzemali.
Na korytarzu nie było prawie nikogo. Oprócz czarnoskórego chłopaka, który z tego, co kojarzyłam, nazywał się Zabini. Znałam go z Klubu Ślimaka. Nieprzyjemny gość... Nie przepadałam za ślizgonami, choć to może zbyt delikatne określenie. Każdy z nich był cyniczny, wredny i złośliwy. Nie jest to żadne odkrycie, wiem. Tylko zastanawia mnie, dlaczego tak jest. To jakaś zasada, czy co?
Wydawało mi się, że zmierza w moją stronę... Na szczęście nie. Chyba również zgłodniał, ponieważ wykupił niemal pół wózka. Byłam nieco zła, ponieważ wybrał wszystkie czekoladowe żaby. Palant jeden. Wyglądało na to, że pani od wózka, niestety nie znam jej imienia, za nim przepada, ponieważ uśmiechała się ciepło, a co jakiś czas nawet chichotała. Ich rozmowa trwała za długo i zaczynałam się niecierpliwić. W momencie, w którym miałam już zwrócić im uwagę i zapytać, czy mogłabym szybko zapłacić za sok dyniowy i kilka musów-świrusów, zza drzwi przedziału, w którym domyślam się, że siedział Zabini, wychylił się Draco Malfoy i nieco zirytowany go pośpieszył. Dzięki bogu... Jakby czytał mi w myślach! Spojrzał na mnie przelotnie, niestety nie byłam w stanie mu się przyjrzeć. Z tego, co zdążyłam zobaczyć, mogłam jedynie wnioskować, że był wściekły i niewyspany. Miał ogromne cienie pod oczami, a usta wykrzywione w grymasie. Może to dlatego, że na mnie spojrzał? Bardzo możliwe, w końcu się nienawidziliśmy. Chociaż... chyba nadal tak jest. Nieważne...
Po tym, jak wróciłam do swojego przedziału, nie zostało mi nic innego, jak tylko opychać się tymi pysznościami. Z różdżką na sercu mogę przyznać, że słodkości ze świata magicznego, są nieporównywalnie lepsze od tych, które jadłam będąc jeszcze mugolką.
Podróż ciągnęła mi się niesamowicie długo. Nikomu z nas nie chciało się rozmawiać. Wyjęłam więc podręcznik do transmutacji i rozpoczęłam przygotowania do nowego roku szkolnego. Tak, uwielbiam naukę. Uwielbiam książki. Uwielbiam transmutację.
Nie jestem w stanie stwierdzić, dlaczego większość uczniów bywa wobec mnie opryskliwa. Zawsze zwalałam winę na naukę, że mi zazdrościli, że byłam prymuską, ale teraz, przy dłuższym zastanowieniu, mogę śmiało stwierdzić, że byłam i jestem po prostu nudna. Mam wiele zainteresowań, takich jak gra na fortepianie, stowarzyszenie WESZ, gra w tenisa, rysowanie, kiedyś próbowałam nawet grać na klarnecie, no ale mi nie wyszło. Mimo tego wszystkiego, ludzie mnie nie lubią. Nie wydaje mi się, żebym była niemiła, wręcz przeciwnie, zawsze staram się wszystkim pomagać. Najlepszym przykładem tego jest Ron i Harry, ponieważ odkąd pamiętam, odrabiam za nich zadania domowe. Chociaż, to chyba naiwność... Nie. Nie mogę tak myśleć, to moi przyjaciele.
Po kilku godzinach, czytanie książki stało się nużące, dlatego odłożyłam ją z powrotem do torby i zaczęłam się wpatrywać w krajobraz za oknem. Ze stanu zadumania się, wyrwała mnie Luna.
— Zaraz wysiadamy — poinformowała, a ja musiałam przyznać, że jej rozmarzony ton głosu, już nie irytował mnie tak bardzo, jak wcześniej.
To była chyba najgorsza podróż do Hogwartu w życiu. Jeszcze nigdy nie czułam się tak znudzona.
Wysiedliśmy w Hogsmade, gdzie Hagrid już na nas czekał. Miło było go zobaczyć, w końcu nie widzieliśmy się od paru dobrych miesięcy. Uścisnął nas przyjaźnie, a potem ja, Harry i Ron wsiedliśmy do powozu, ciągniętego przez stworzenia, które niestety już każdy, dosłownie każdy mógł zobaczyć.
— Goyle nie wrócił do szkoły — zauważył Ron. — Pewnie wciąż spiskuje.
— Och, przestań już — zdenerwował się Harry. - Myślisz, że gdybym miał wracać tu bez ciebie, to bym wrócił? - zapytał, aby uświadomić mu, że Crabb i Goyle, mimo wszelkich pozorów, byli najlepszymi przyjaciółmi.
To być może głupie, ale zrobiło mi się przykro. Harry na pewno chciał jedynie mu przybliżyć sytuacje tamtej dwójki, ale od zawsze miałam przeczucie, że chłopaki dogadywali się razem lepiej. Jestem dziewczyną, to fakt, ale skoro trzymaliśmy się w trójkę, to chyba wszyscy jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi? No właśnie w tym problem, że nie. Dla Rona z pewnością ważniejszy jest Harry, a dla Harrego Ron. A gdybyśmy się posprzeczali? Przykładowo ja z Ronem? Czy Harry byłby w stanie mnie opuścić? Nie miałam ochoty myśleć o takiej możliwości.
Gdy tylko powóz się zatrzymał, pośpiesznie z niego wysiadłam, ponieważ czułam, jak powieki niebezpiecznie mnie pieką. Tego by tylko brakowało - rozbeczeć się na oczach tych wszystkich ludzi.
Idąc, szaleńczo pocierałam swoje oczy, które wciąż były wilgotne. Nie mogłam uwierzyć, że słowa Harry'ego, aż tak na mnie podziałały. Przecież to idiotyczne.
Nagle poczułam, że coś toruje mi drogę, nim się obejrzałam, leżałam zwalona na kolana, niczym kłoda.
Wciąż leżąc na mokrej i brudnej ziemi, rozejrzałam się w poszukiwaniu żartownisia, który podłożył mi nogę. Wtedy usłyszałam śmiech. Tak bardzo znienawidzony przeze mnie śmiech.
— Nic ci nie jest, Granger? - zapytał Malfoy, a ja w tym momencie miałam ochotę strzelić go w gębę.
— Bardzo dowcipne — warknęłam tylko i podniosłam się, zrównując ramionami z Malfoyem.
— Masz rację, ty leżąca na ziemi jesteś bardzo zabawna — przyznał, a jego pogardliwy ton działał mi na nerwy bardziej, niż mogłam się tego spodziewać.
Bez słowa go wyminęłam, bo przysięgam, jeszcze sekunda, a uderzyłabym go w twarz. Znowu. Doskonale pamiętam nasz „pierwszy raz", kiedy to moja dłoń walnęła o jego głupią facjatę. Przepraszam za wyrażenie, ale nie potrafię się powstrzymać.
Nigdy z nim wcześniej nie rozmawiałam. Wymiana zdań, jaką wtedy przetoczyliśmy, była najdłuższą... do tamtej pory. Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Nasze spotkania traktowałam jak złośliwy figiel, mojego żałosnego losu. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo wpłyniemy na siebie, że te krótkie spotkania, przelotne rozmowy, wymiana żarcików, czy myśli, tak bardzo zaważą na naszym życiu. To właśnie to zabierało nam spod nosa pojedyncze cegły, rujnując nasz majestatyczny i piekielnie mocny mur.
Po chwili moje nozdrza wypełnił obrzydliwy fetor. Odwróciłam się w prawą stronę i uświadomiłam sobie, że obok mnie idzie Ron. Było mi tak bardzo wstyd, ale przecież nie mogłam powstrzymać się od myślenia. Nie wiem, co mu się stało i jak to zrobił, ale czuć było od niego coś obrzydliwego. Wolałam uniknąć kontaktu z nim, bo z pewnością zauważyłby, że coś mi nie gra, a mój wyraz twarzy sugeruje, że coś tu śmierdzi. Poza tym nie miałam ochoty na jego gadaninę o tym, że ślizgoni nie powinni wracać do szkoły. Sama również tak uważałam, ale rozmawiać o tym w kółko? Przecież to się robi nudne. Dogoniłam więc w pośpiechu Ginny i to z nią postanowiłam pokonać ostatnią drogę do zamku.
Stojąc przed wielką salą, usłyszałam jak Zabini nabija się z Rona i twierdzi, że śmierdzi od niego obornikiem. A więc nie tylko ja to poczułam? Całe szczęście. Odwróciłam się, słysząc za plecami odgłosy szarpaniny. Ron, który wyraźnie się wściekł, trzymał Zabiniego za koszulę, uderzając nim o ścianę. Malfoy, Teodor Nott i Harry, próbowali ich rozdzielić. Zabini, mimomimo że był tego samego wzrostu co Ron, a nawet i trochę wyższy, najwyraźniej nie potrafił go od siebie odtrącić. Powtarzał więc, że to tylko żart i, że ma natychmiast go puścić, bo inaczej tego pożałuje. Moim zdaniem tej uszczypliwej uwadze daleko było do żartu. Po pierwsze dlatego, że Ron faktycznie śmierdział, a po drugie, że to było zwykłe grubiaństwo. Mało brakowało, a Nott, ten ogromny małpiszon, uderzyłby Rona pięścią w twarz. Na szczęście Harry'emu na ratunek przyszedł Seamus, który odciągnął przeciwników od siebie. Chłopcy powarczeli jeszcze tylko na siebie i wszyscy w końcu mogliśmy wejść do wielkiej sali, gdzie profesor McGonagall czekała, aby wygłosić przemowę. Moim zdaniem przemowy, jakie wygłaszał Dumbledore, były ciekawe i pouczające. Ten człowiek był żywym, chodzącym aforyzmem. Co niezmiernie mi imponowało. Mówić, jakby swoje myśli przelewało się na papier, a nie do ludzi. Cudowne.
McGonagall miała dużo do omówienia. Przedstawiła nam nowych nauczycieli do obrony przed czarną magią i mugoloznawstwa. Przedmiotu Snape'a miała nauczać nas Margo Cerver, podobno była aurorem, nie wiem. Sprawiała wrażenie sympatycznej kobiety, szczególnie spodobały mi się jej długie czarne włosy. Niestety przypominała nam Severusa, przez co atmosfera była lekko przygnębiająca. Mugoloznawstwa miał nauczać Perkins. Znaliśmy go bardzo dobrze, ponieważ jako przyjaciel Artura, zaproszony był na wesela Billa i Fleur.
Pożegnanie wszystkich tych, którzy zginęli na wojnie i uczczenie ich śmierci minutą ciszy, uczniowie przyjęli z wielką rozpaczą. Wcale się im nie dziwię, sama mało co nie uroniłam łzy, słysząc nazwiska moich bliskich.
Po tiarze przydziału, na stole pojawiła się kolacja. Byłam głodna jak diabli. W pociągu, z powodu braku żab, wcale się nie najadłam. Poza tym, jak ma się wyrwizębów jako rodziców, to trudno najeść się słodyczy i nie odczuwać potem wyrzutów sumienia.
Nałożyłam sobie na talerz kawałek mięsa, sałatkę z pomidorami i zabrałam się do jedzenia.
W końcu mogłam poczuć się jak w domu. Gwar, jaki unosił się w powietrzu, był niemal przyjemny dla moich uszu. Nigdy nie zapomnę pierwszego dnia w Hogwarcie. Wrażenie, jakie wywarła na mnie wielka sala, uczucie, kiedy trzymałam w dłoni swoją różdżkę. Przez te wszystkie lata nie dawałam dojść tym myślom do swojej świadomości. Jak wielką szczęściarą wtedy byłam. Poznanie tego magicznego świata, pełnego niebezpieczeństwa, było najlepszą rzeczą, jaka w życiu mnie spotkała. Myśląc nad tym, rozejrzałam się po sali. Moi przyjaciele, profesorowie... Wszyscy się zmieniliśmy, jesteśmy inni, świat, na którym żyjemy, jest inny. Pomyśleć, że niektórych z tych osób, o których właśnie myślę, nie ma już wśród nas.
Wzrok skierowałam na stół ślizgonów. Mimowolnie, niechcący, na Malfoya, który o dziwo również na mnie patrzył. Jego spojrzenie wyrażało taki ocean pogardy, że mogłabym się w nim utopić. Mówię poważnie. Speszona, odwróciłam wzrok. Po chwili znowu na niego spojrzałam, aby upewnić się, że nie wlepia we mnie wzroku jak opętany. Znowu się patrzył. Zaczęło mnie to drażnić. Jak on śmiał na mnie patrzeć? I to z taką pogardą? Po tym, w jakiej sytuacji się oboje znaleźliśmy? Doskonale pamiętam jego odpowiedź w dworze Malfoyów, kiedy miał potwierdzić moją tożsamość. „Ja... Może... Tak" powiedział wtedy. Niby mnie wsypał, ale to było dosyć dziwne. Potem przyglądał się przedstawieniu jego psychicznej ciotki, gdzie byłam głównym wątkiem zabawy. Torturowana, wiłam się w spazmach bólu. Coś okropnego, niewyobrażalnie bolesnego. No więc, pytam. Jak on mógł na mnie patrzeć? Na jego miejscu spaliłabym się z zażenowania. Być potomkiem człowieka takiego jak jego ojciec i jeszcze się tym szczycić? Nie wykazywać szacunku do nikogo i niczego? Już pominę fakt, że my uratowaliśmy mu życie. W zasadzie to nic takiego, prawda? Znowu tam spojrzałam, a on chyba domyślił się, o czym myślę, bo uśmiechnął się czcigodnie. Co za... Potem zaczął się śmiać. To chyba ze względu na moją minę albo nie, po prostu wbiłam widelec w stół. W każdym razie tak to naprawdę bardzo zabawne, absolutne rodeo śmiechu. Podejrzewam, że to właśnie jego oręż, teraz czuje się zawstydzony, dlatego po prostu śmieje się z tego, co nie jest w ogóle śmieszne. Szkoda, że nie jest świadomy, iż jego żart, trącany arogancją, traci swoją żartobliwość i jest żałosny.
Zauważyłam, że w momencie, w którym uświadamiam sobie, jak bardzo go nienawidzę, staję się bardziej sarkastyczna i wyrachowana, a to przecież do mnie nie podobne...
Nie chciałam po raz kolejny na niego zerkać, tak więc po zjedzeniu kolacji, czym prędzej udałam się do pokoju wspólnego Gryffindoru. Czerwone i złote barwy oplotły moje oczy, a zapach drewna, które już delikatnie jarzyło się w kominku, dotarł do moich nozdrzy. Usiadłam na fotelu, zbyt zmęczona, żeby iść do dormitorium, wiedząc, że nie spotkam tam Lavender, w ogóle nie miałam ochoty tam iść. Przetarłam oczy i zaczęłam wpatrywać się w ogień. Po chwili dołączył do mnie Harry i Ginny. Oboje wiedzieli, co teraz robię, dlatego nie odezwali się słowem, pozwolili odpoczywać sobie razem ze mną.

17 komentarzy:

  1. Nie wiem jak wyrazić co... czuje? Moze napisze tylko, że bardzo podoba mi się to opowiadanie i czekam na dalszy rozwój akcji.
    www.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
    Pozdrawiam #Hedwiga

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział absolutnie cudowny. Zazdroszczę ci opisywania uczuć bohaterów dobrze dobierasz słowa z czym ja, zawsze miałam problem.
    Życzę dużo weny i jak najszybszego publikowania rozdziałów.
    Pozdrawiam
    Arabella
    wojenne-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :* Dziękuję!
      Rozdział już niebawem :)

      Usuń
  3. Na wstępie powiem, że strasznie zazdroszczę Ci zasobu słownictwa. Ja, ile książek bym nie przeczytała, ciągle ograniczam się do podstawowych słówek, nie mogąc znaleźć synonimów! Cóż, nieważne.
    Rozdział ogromnie mi się podoba, świetnie opisałaś przemyślenia Hermiony. Fajnie też, że akcja nie rozwija się zbyt szybko. W sensie wiesz, jest dużo blogów, gdzie już na początku Herm uświadamia sobie "Ups, chyba zakochałam się w Malfoyu!", co jest, nie powiem, dość przyziemne. Cieszę się też, że nie odebralaś Hermionie intelektu, tak jak wiele osób to robi. Kanoniczna Hermiona rządzi!
    Ale jedna sprawą dręczy mnie okrutnie - czy szykuje się może wątek Blinny? Kocham drugoplanowe Blinny, ale oczywiście nie zabiję, jeżeli nie masz tego w planach. ;D I nie, nie odpowiadaj, uznaj to za pytanie retoryczne. :D
    Czekam z niecierpliwością na drugi rozdział i pozdrawiam!
    /CN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi się milusio zrobiło! :) Jeżeli chodzi o zasób słownictwa, to fakt, czytam bardzo dużo i myślę, że to naprawdę pomaga, jeżeli chodzi o wypowiedzi :D Nie śmiałabym zrobić z Hermiony idiotki! Akcje mam zamiar prowadzić powoli. Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam :*

      Nilkrokusy :)

      Usuń
  4. Rozdział bardzo mi się podoba :)
    Lubię przemyślenia Hermiony i te jej docinki względem Malfoya.
    Ron śmierdziel :D nie wiem dlaczego, ale mnie to bawi ;)
    Oczywiście czekam na dalszy ciąg i życzę weny :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na pierwszy rozdział!
    http://music-and-love-mission.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Bardzo mi miło! Wzmianka o śmierdzielu również mnie śmieszy! :D

      Zabieram się do czytania!

      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  5. "Oni nie wrócili, bo po prostu ich już z nami nie było." - jak to przeczytałam miałam takie ciarki... cała ta powojenna atmosfera... niby spokojnie, ale jest rozpacz, niby trzeba się cieszyć, ale nie pozwala na to ogólnopanująca żałoba... Fajnie to opisałaś. No i wreszcie Hermiona jest chociaż trochę wyrachowana! Zawsze mi się wydawało, że z jej inteligencją dobra cięta riposta to żadnem problem, a tymczasem w większości opowiadań Herma jest jakimś głupim dziewczątkiem, którego nie jestem w stanie strawić.
    Zdrcydowanie bardzo mi się podoba, a najbardziej mi się podobała ta rozkmina Granger na temat Malfoya pod koniec XD Trochę za nią nie nadążałam, ale chyba dlatego była taka zajebista :D
    Czekam na wincyj, pozdrawiam i ściskam

    welniewicz
    [sevfiction.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Jest mi przeeemiło! :) Mi również Hermiona pasuje w wersji sarkastycznej, ciętej i inteligentnej babki :D Jestem chora, także jutro coś napiszę i szybciutko opublikuję! :)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Świetnie się zapowiada nie mogę się doczekać co będzie dalej, kiedy następny rozdział??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)

      Rozdział już na blogu!

      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  7. Wow :D Naprawdę świetnie się zapowiada ♡♡

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow, wow, wow! To jak piszesz, jest absolutnie niesamowite! Czytając ten rozdział czułam, jakby Hermiona mówiła to wszystko do mnie, jakby opowiadała mi swoją historię :) Jestem ciekawa dalszych wydarzeń :)
    Pozdrawiam, Malfoy'owa
    http://lost-memories-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwsze: Perkins!
    Drugie: ...wyrwizębów jako rodziców. Bez przecinka.
    Trzecie:...człowieka takiego jak jego ojciec.
    Tyle z minusów. Ale z plusów... Dziewczyno kocham Twój blog! Zgadzam się z Malfoy'ową, to tak, jakby Hermiona do mnie mówiła! Twój styl pisania również do mnie przemawia. Jesteś świetna! Lecę czytać następny rozdział! <3
    Pozdrawiam,
    ~Garielka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za uwagi, już poprawione :D Dziękuję również za miłe słowa, które nie ukrywam, że dużo dla mnie znaczą.
      Zapraszam do dalszego czytania! <3

      Nilkrokusy

      Usuń