Motywuj!

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

wtorek, 15 marca 2016

ROZDZIAŁ TRZECI - "Jestem naiwna"

Witajcie!

     Wybaczcie mi moją nieobecność na obu blogach, ale zachorowałam i czuję się koszmarnie. Już drugi tydzień leżę w łóżku i nic mi nie pomaga. Koszmar. 
     Przychodzę jednak z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się spodoba. Liczę na szczere komentarze i opinie! :) 

     Za błędy przepraszam i proszę, abyście mnie poprawiali :D Nie krępować się!


Pozdrawiam
Nilkrokusy

PS. NIENAWIDZĘ TYCH AKAPITÓW. UGGGHHHH!!! Wie ktoś co zrobić, żeby po skopiowaniu tekstu na blogspot, akapity pozostały tam, gdzie je postawiłam w pages? Jezusku... 






"Błędy trzymały mnie za ręce, naiwność biła mnie po twarzy"





Był wtorek. Czułam się dziwnie zniecierpliwiona. Nie miałam pojęcia, na co czekałam. Starałam się ignorować to poczucie bezsilności, wiedząc, że i tak nic nie wskóram dennymi przemyśleniami.
Może chodziło o esej dla McGonagall? Tak bardzo chciałam już trzymać go w swoich rękach. Z cudownym „W" na jednej z szesnastu stron, które zapełniłam czarnym atramentem.
A może chodziło o coś innego? Tylko nie wiem co. A raczej - nie wiedziałam.
Czułam, że to coś może się źle skończyć, że w ogóle nie powinnam na to czekać. Jak bardzo się nie myliłam! Instynkt to coś okrutnego - nigdy nie da się go oszukać, a mimo to, ja próbowałam.
Na lekcji eliksirów, razem z Harrym i Ronem rozmawialiśmy o Ginny, która powoli dochodziła do siebie. Byłam pewna, że była to zasługa ludzi, szkoły, obowiązków i bardziej cywilizowanego życia. Jeżeli życie w czarodziejskim świecie można nazwać cywilizowanym, oczywiście.
Po wojnie na te zajęcia zapisało się dużo więcej uczniów, niż miało to miejsce na szóstym roku. Chyba zrozumieli, że przyrządzanie mikstur jest w życiu cenną i bardzo przydatną umiejętnością. Gdyby nie lekarstwa i inne tajniki ocalenia życia, zapewne nie przetrwalibyśmy tej wojny.
Na tamtej lekcji mieliśmy samodzielnie uwarzyć eliksir spokoju. Był to dość trudny temat, ale nie dla mnie. Po codziennym przygotowywaniu go dla domowników Nory opanowałam przepis do perfekcji.
Obok mnie, z prawej strony siedział Harry, z lewej zaś siedziała Parvati, z którą nie rozmawiałam od początku roku szkolnego. Postanowiłam ją zagadać.
— Cześć Parvati, co u ciebie? — zagadnęłam, wsypując do kociołka sproszkowany kamień księżycowy.
— W porządku — westchnęła. — A u ciebie? Jak z Ronem? — zapytała.
Nie odebrałam tego jako atak. To prawda, że Lavender, była przyjaciółka Parvati, była miłostką Rona, ale nie sądziłam, że ta dziewczyna może mieć mi za złe to, że jej go niby odebrałam.
— Nie jesteśmy już razem — wymamrotałam, obserwując, jak mój wywar nabiera niebieskiej barwy.
— Achh... Masz rację, tak... Obiło mi się o uszy — powiedziała. — Tak mi przykro.
— Niepotrzebnie — powiedziałam z uśmiechem.
Mówiłam szczerze. Nie kochałam Rona. Nigdy. To było zwykłe zauroczenie. Był jednym chłopakiem, z którym mogłam się wtedy związać. Co innego Krum, który naprawdę mi imponował i gdyby nie fakt, że mieszka tak daleko ode mnie, zapewne moglibyśmy skończyć jako para.
Mnie i Rona połączyło uczucie, które nie jestem w stanie nazwać miłością. W ostatniej godzinie świata chcieliśmy być chociaż przez chwilę szczęśliwi, kochani, nie tylko przez swoją rodzinę. Pocałunek w tak tragicznej chwili był - nie będę nikogo oszukiwała - cudowny. Musieliśmy trzymać w głębi szczęście, nadzieję, powodzenie. Niby to od zawsze tkwi w nas samych, ale my nie potrafimy tego odnaleźć, ktoś zawsze musi nam pomóc. W moim przypadku był to właśnie ten rudzielec. W przeciwnym razie to wszystko, co nas trzymało i sprawiało, że byliśmy na siłach, byliśmy w stanie znieść te okropności, wypłynęłoby, zanim zdążylibyśmy się obejrzeć, porażka po porażce. Tak właśnie by to się skończyło. Wszystko by było skończone.
— Malfoy się na ciebie gapi — oznajmiła Parvati, a Harry usłyszawszy jej słowa, odwrócił głowę w moją stronę i uniósł brwi niemal po same cebulki włosów. Ja natomiast je zmarszczyłam.
— Nie, na pewno nie — stwierdziłam z zakłopotaniem, choć doskonale wiedziałam, że to robi.
— Ona mówi prawdę — odparł ze zdziwieniem Harry.
Spojrzałam na Malfoya. Gapił się na mnie, gapiącą się na niego.
— I co z tego? - zapytałam. — Mam się obawiać gwałtu, rabunku, czy czegoś? — kpiłam.
— Albo zabójstwa — zachichotała Parvati.
— Nawet tak nie mów — ostrzegł ją Harry i objął mnie ramieniem.
Zerknęłam na Malfoya i z ulgą stwierdziłam, że odwrócił wzrok.
Po następnych dwudziestu minutach mój eliksir był już gotowy. Profesor Slughorn przy truchtał do naszej ławki i z nieco mniejszą fascynacją, niż w poprzednim roku jak to miał zwyczaj podziwiać umiejętności Harry'ego, pochwalił mój eliksir.
A jeżeli już mowa o Harrym, to eliksir spokoju sprawiał mu niemały problem. W przeszłości już warzyliśmy takowy na lekcji eliksirów. Szmal czasu temu, za czasów Snape'a, który, aby zrobić Harry'emu na złość, wyczyścił jego kociołek i nie ocenił, pomimo że był drugim najlepszym w klasie. Co za czasy...
— Mogłabyś przejść po klasie i pomóc co niektórym? — zapytał zniżonym głosem Slughorn.
— Oczywiście — przytaknęłam i wstałam z krzesła.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Eliksir Rona był różowy, a kłęby dymu, które wydobywały się z wnętrza kociołka były czarne jak smoła i pachniały... tak samo. Co za żenada.
— Możesz go wyrzucić — oznajmiłam Rona.
— Gdybyś mi pomogła...
— Ale nie pomogłam — przerwałam mu i ruszyłam dalej.
Nie byłam dla niego niemiła. Ani trochę! Może jednak... Nie zmienia to jednak faktu, że go nie lubiłam. Ron był dla mnie przyjacielem i nic i nigdy tego nie miało zmienić. A jednak zmieniło... To była dopiero niemiła niespodzianka.
Po drodze zajrzałam do kociołka Nevilla. Było źle, ale tylko uśmiechnęłam się do niego.
Ślizgoni... Eliksir Zabiniego był niemal idealny, Pansy Parkinson prezentował się jeszcze gorzej niż Rona i nie byłam w stanie się powstrzymać i jej tego nie wytknąć.
— Pomyliłaś przepisy? — zapytałam kpiarsko.
— Niestety — westchnęła teatralnie. — Mam lepsze rzeczy do roboty, a nie to, co ty... — prychnęła pogardliwie. —Ale każda brzydula to kujonka, co nie Dafne?
Obok Pansy siedziała wtedy Dafne Greengrass. Nie znosiłam ich obu. Głupie, wredne kretynki, które tylko potrafiły się pindrzyć i prężyć przed chłopcami i nic poza tym. Wydawało mi się, że nie jestem w stanie znaleźć na świecie głupszej istoty od Pansy Parkinson, a tu proszę! Dafne Greengrass we własnej osobie. Przyjaciółeczki, karmione słodkimi kłamstewkami i obarczane niby to „komplementami" przez Draco Malfoya i jego kumpla - Zabiniego. I że one to połykały? Litości.
— Masz rację! — przyznałam. — Gdybym miała taką śliczną buźkę jak ty, nikt nie pomyślałby, że w mojej główce kryją się jakieś szare komórki.
Pansy zatrzasnęła szczęki, a ja przez chwilę pomyślałam, że mogła sobie odgryźć język, ale niestety nic takiego nie nastąpiło. W sumie nie spodziewałam się, że mogła zrozumieć, co wtedy do niej powiedziałam.
— Szalenie genialna riposta Granger! — Usłyszałam za swoimi plecami. Ten głos należał do Malfoya.
Powinnam była wtedy tak sformułować swoją odpowiedź, żeby zwaliła go z nóg, powaliła na kolana, rozłożyła na łopatki.
— Twoja mikstura jest beznadziejna Malfoy.
Prosimy o oklaski! Tak oto zmiażdżyłam Malfoya! To oczywiście był żart, tylko żart. To było kiepskie i wiedział to on i wiedziałam ja, i nawet Pansy Parkinson. Zabawne, czyż nie?
Popatrzył na mnie, a wyraz rozbawienia rozlał się po jego buzi. Nienawidziłam go.
— Chyba przydadzą mi się korepetycje, czyż nie? — zapytał, wrzucił do kociołka sproszkowane kolce jeżozwierza i po chwili jego kocioł wypełniał nieskazitelnie biały płyn.
„Idealny" — pomyślałam strapiona i upokorzona.
— Nie, chyba jednak nie — bąknęłam i czym prędzej odwróciłam się na pięcie.
Po zakończeniu zajęć udałam się z Harrym i Ronem na herbatkę do Hagrida. Wróciłam dopiero wieczorem, zbyt wczesnym, abym mogła pójść spać. Postanowiłam napisać list do rodziców, bo w sumie dawno nie miałam z nimi kontaktu, a po powrocie z Australii staraliśmy się nadrobić stracony czas. Z gotową do wysłania kopertą, skierowałam swoje kroki prosto do sowiarni.
Wspinając się na więżę, zaczepiłam czubkiem buta o stopień i z głuchym łoskotem uderzyłam głową w kamienne schody. Lekko zakręciło mi się w głowie, ale szybko podniosłam się i stanęłam na równe nogi.
Jestem okropnym pechowcem, ale za to jestem mądra. Urodziłam się łamagą i taka już pozostanę, a wiedzę mogę zdobywać i starać się nie popełniać błędów, ale słabo mi to idzie... aż dotąd.
Usłyszałam kroki. Nieco się przeraziłam, tak więc wyjęłam różdżkę i po chwili trzymałam ją w prawej ręce i wymachiwałam niczym maczugą. Gotowa rozwalić wszystko, co napotkam na swojej drodze, spojrzałam przed siebie i ujrzałam czarnoskórego chłopaka, który przyglądał mi się badawczo.
— Granger? — zapytał zdziwionym głosem.
Spuściłam różdżkę w dół i poprawiłam fryzurę i włosy.
— Zgadza się — odparłam ostrożnie.
— Nic ci nie jest? — spytał nieco znudzonym tonem.
— Nie, wszystko w porządku.
— To świetnie, bo gdybyś była uszkodzona, z pewnością oskarżyliby o to mnie — prychnął.
— Spokojnie, nie próbowałabym oskarżyć o to ciebie — odpowiedziałam z wściekłą pogardą w głosie.
To takie okropne - myśleć tylko o sobie. Nie obchodziło go to, że mogłam sobie rozbić głowę, skręcić kark, czy połamać wszystkie kości. Obchodziło go to, że mógłby ponieść za to konsekwencje. Zepsuty egoista. W dodatku wypowiadał słowa tak, jakby mnie oskarża o to, że zwaliłam się z tych przeklętych schodów. W ogóle nie brał pod uwagę czyjejś mocy, wyroku, czy kapryśnej woli Boga.
Nie zwracając uwagi na chłopaka, poszłam prosto do pomieszczenia, do którego miałam zamiar. Wyjęłam z kieszeni mojej szarej bluzy nieco pożółkłą kopertę i wsadziłam do dzioba pierwszej lepszej sowie. Wyszeptałam jej do uszka adres i nim się obejrzałam, zwierzątko frunęło nad ziemią, trzepocząc mocno skrzydłami, prosto do moich rodziców. Odwróciłam się w stronę szmeru, który dobiegał zza moich pleców. To Zabini... Ze szmatką w prawej ręce i wiaderkiem z wodą w lewej. Miał szlaban. Pucował energicznie brudne, kamienne ściany wieży.
Stałam tak może minute, może piętnaście minut. Nie wiem. Skupiłam swoją uwagę wyłącznie na mięśniach chłopaka, które odciskały się pod granatowym podkoszulkiem. Byłam pewna, że mógłby mnie zabić jednym uderzeniem. Kiedyś chodziłam na lekcje samoobrony, ale błagam, komu w świecie czarodziejów to potrzebne? U nas stosuje się zaklęcia, a nie walki na noże, czy strzelaniny pistoletami. Ciekawe czy tutaj ludzie wiedzą czym jest pistolet?
Odwrócił głowę w moją stronę, a wtedy zamarłam.
— Na co czekasz? — zapytał.
— Za co dostałeś szlaban? — wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
— Nie twoja sprawa — warknął nieprzyjemnie. - Powinnaś iść do skrzydła szpitalnego. Z twojej rany cieknie krew — oznajmił.
Dotknęłam wierzchem dłoni mojego obrażenia i faktycznie - z mojej głowy sączyła się krew. Wytarłam resztkę krwi w spodnie i spojrzałam mu prosto w oczy.
— Nie patrz na mnie jak na seryjnego mordercę — syknął.
— Wcale tak nie patrzę! — oburzyłam się.
Patrzyłam.
— Widzę to. Nie masz ku temu powodów — powiedział. — Sądzisz, że nie powinienem był tu wracać, prawda?
Nic nie odpowiedziałam. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób odczytał moje myśli, jeżeli w ogóle to zrobił, ale nie podobało mi się to.
— To prawda. Nie powinniście tutaj wracać — przyznałam.
— Dlaczego? — zapytał nieco bardziej opanowanym głosem.
— Po prostu — odrzekłam. — Nie po to odbudowywaliśmy to miejsce miesiącami.
— Myślisz, że przyczyniłem się do jego zniszczenia? — Biło od niego pogardą i niezrozumieniem.
Nie miałam zielonego pojęcia co mu odpowiedzieć. Był ślizgonem, a ślizgoni w większości są dziećmi byłych śmierciożerców. To właśnie ich rodzice przyczynili się do zniszczenia Hogwartu, ale czy oni są czemuś winni? Ich dzieci, czy są niewinne? Nie.
— Mam tego dość! — krzyknął.— Każdy z was patrzy na nas jak na kogoś winnego!
— Dlaczego mi to mówisz? — zapytałam.
Nie wiem, po co mi to powiedział. Czy tylko ja miałam przeczucie, że są niebezpieczni? Plugawi? Że ich przeszłość jest brudna i skażona? Nie.
— To ty nie oskarżaj nas o błędy twojej rodziny — zaczęłam. — Nie my popełnialiśmy wasze błędy.
— A ty nie powtarzaj tego, co mówią inni Granger — powiedział nadzwyczaj spokojnie, ale twardo. — Winny nie jest ten, co popełnia błędy, ale ten, co sieje nienawiść.
— Twierdzisz, że to my jesteśmy winni i szerzymy nienawiść? My?! — Tego było za wiele. Co ten niedołęga sobie myślał? Że może oskarżać nas o coś takiego? O COŚ TAKIEGO?
— Już nie ma wojny. Nadszedł jej koniec, a wraz z nim koniec nienawiści Granger. Zrozum to — powiedział, wziął pod pachę wiaderko, do którego poprzednio cisnął szmatkę i wyszedł, zostawiając mnie samą, bijącą się z myślami, złą, zawiedzioną i oszołomioną.
Następnego dnia czułam się dziwnie, jeszcze dziwniej niż na co dzień. Czułam poirytowanie, a rozmowa z pewnym ślizgonem nie dawała mi spokoju. Zastanawiałam się i zadawałam sobie kolejno pytania; „Czy oni czują się z tym źle?", „Czy chcieliby, żeby to wszystko wyglądało inaczej?". Myślałam, że czerpią z tego satysfakcję, że wciąż się nami brzydzą, że czują chęć zemsty. Może tamten chłopak to tylko wyjątek, a jego myśli były niezbyt trzeźwe? W końcu rozmawiał ze mną, równie dobrze mógł ze mnie kpić.
Moja rana wyglądała paskudnie. Z niedużego guza i kilku zadrapań, wyrósł ogromny, spuchnięty, kolorowy siniak. Harry i Ron śmiali się, że wyglądam jak tęcza, ale mi wcale do śmiechu nie było. Miałam zawroty głowy i bóle w skroniach. Myślałam, żeby iść z tym do skrzydła szpitalnego, ale nie miałam na to czasu.
Podczas lekcji nie potrafiłam skupić uwagi na nauczycielu, notatkach, ani niczym innym. Myślałam tylko o zbliżającej się godzinie osiemnastej.
Czas płynął, lekcje mijały, a ja byłam coraz bardziej otumaniona i zdenerwowana. Spóźniłam się także na obiad, ponieważ przerwę spędziłam w bibliotece, uzupełniając moje koszmarne notatki z zajęć.
Kiedy pojawiłam się w wielkiej sali, posiłek dobiegał końca, więc nikogo już prawie nie było. Dostrzegłam Ginny, siedzącą na samym końcu stołu z Parvati Patil i Nevillem. Dosiadłam się do nich i nałożyłam na talerz kawałek mięsa. Po zjedzeniu czekoladowego ciasta czułam się nieco bardziej energiczna, ale bóle głowy nieustannie mi dokuczały. Musiałam się udać do szpitala.
— Co ci się stało w głowę? — zapytała Ginny, kiedy odwróciłam się w jej stronę, aby zapytać, kiedy Ron i Harry opuścili wielką salę.
— Upadek na schodach, jak zwykle niezdara ze mnie — zaśmiałam się.
— Nie mów tak! — Ginny odwdzięczyła mi się pogodnym uśmiechem. Wyglądała dużo lepiej z takim wyrazem twarzy. - To coś poważnego? Nie wyglądasz najlepiej.
— Wiem, pójdę potem do pani Pomfrey — zapewniłam.
— Pójdę z tobą — Ginny uśmiechnęła się i kontynuowała jedzenie ciasta marchewkowego.
Po zjedzeniu posiłku wstałam z ławy i ruszyłam w stronę wrót. Znowu zakręciło mi się w głowie. Lekko zatoczyłam się przy schodach i z trudem ustałam na nogach. Pulsujący ból w czaszce nie dawał za wygraną. Wymasowałam delikatnie skronie i zamknęłam oczy. Wtedy poczułam w nozdrzach delikatny zapach piżma i lawendy. Znałam ten zapach, ale nie byłam pewna, czy aby na pewno dobrze kojarzę z nim osobę. Osobę, która pierwsza przyszła mi na myśl. Otworzyłam oczy.
— Co ci się stało w głowę? — przywitał mnie Malfoy.
— Spadłam z klifu — zakpiłam.
Nie czułam konieczności wdawać go w szczegóły. To nie jego sprawa, a ja nie powinnam mu się zwierzać. A no i oczywiście nie oddałabym mu najlepszej porcji tej historii. Mówiąc najlepszej porcji, mam na myśli rozmowę z Zabinim. „Nic z tego, nic mu nie powiem" pomyślałam.
— Fajnie by było — odparł niezbyt rozbawiony. — A tak na poważnie?
Racja, to chyba niemożliwe, abym spadła z klifu, którego zresztą nie ma w pobliżu i wyszła z tego bez szwanku. Bo nie ukrywajmy, siniak to nie rana na skalę spadnięcia z klifu.
— Spadłam ze schodów.
— Od zawsze wiedziałem, że jesteś ciemną masą — prychnął.
Wreszcie znalazł się jakiś mądry. Trudno jest spotkać kogoś takiego, kto ma takie samo spojrzenie na świat co ja. A nikt nie jest na tyle niemiły, żeby potwierdzać moje podejrzenia co do stopnia niezgraby mojej osoby. Malfoy to wyjątek.
Dziękuję — warknęłam i usiłując iść w miarę prosto, doczłapałam do schodów, które po chwili uniosły mnie w górę.
Ta krótka rozmowa była w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Niekończący się zgiełk. Pajacowanie. A pomyśleć, że byłam z nim umówiona na korepetycje. „Nic z tego, nie pójdę tam" pomyślałam, ale zrobiłam inaczej, bo o osiemnastej byłam w umówionym miejscu.
Oczywiście, nigdy nie słucham siebie i potem kończy się to jakąś katastrofą. Ostatnim czasem straciłam już resztki swojego rozsądku. Czułam, że bardzo się zmieniłam. To był pewien rodzaj buntu przeciwko... No właśnie, przeciwko komu miałam się buntować? Tego roku Hogwart sprawiał wrażenie obcej planety. Z dojrzałej nastolatki, odpowiedzialnej uczennicy i rozsądnej przyjaciółki zmieniłam się w narwaną panienkę. To był czas młodzieńczego znieczulenia, którego jako jedyna ze swoich rówieśników nie przeszłam.
Kręciło mi się w głowie, czułam się źle. Nie poszłam, aby sprawdzić co ze mną nie tak. Oczywiście nie miałam na to czasu.
Usiadłam na kamieniu przy jeziorze. Patrzyłam na miękkie obłoki, przysłaniające słońce, które powoli kończyło swą dzienną wędrówkę. Był październik, a pogoda wciąż wrześniowa.
Mijały minuty, a tego dupka wciąż nie było. Wyjęłam swój zegarek kieszonkowy i spojrzałam na tarczę - była osiemnasta trzydzieści. Wystawił mnie. Poczułam się jak skończona kretynka. „Zapewne siedzi teraz w gąszczu liści i nabija się ze mnie ze swoimi kumplami" wściekałam się.
Zamknęłam oczy i poczułam drżenie własnego serca. Byłam taka zła. Krew buzowała mi w żyłach, a serce łomotało o pierś z siłą bomby atomowej. Mówię poważnie, tak się czułam. Czułam, że w moich oczach wzbierają się łzy złości. Było we mnie tyle frustracji i gniewu, że gdybym tylko się nie powstrzymywała, na pewno łzy polałyby się strumieniami.
Oparłszy się łokciami o uda, próbowałam się uspokoić i opanować emocje. Po pięciu minutach głębokich wdechów i wydechów w końcu wstałam i zamierzałam wrócić do zamku, znaleźć Malfoya, udusić go gołymi rękami, poćwiartować jego ciało i wrzucić do piekarnika. Zanim jednak to zrobiłam, poczułam, jak krew spływa mi z mózgu i upadam na ziemię. Zemdlałam.

14 komentarzy:

  1. Hermiona jest urocza jako niezdara :) Rozmowa z Zabinim była interesująca nie powiem :) Widać nie chce, by nienawiść pomiędzy ludźmi dalej rosła. Co jest jak najbardziej zrozumiałe po wojnie.
    Urwałaś w takim momencie... mam nadzieję, że Draco odnajdzie ją i uratuje niczym książę na białym koniu :D
    Pozdrawiam
    Arabella
    wojenne-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że Draco to nie typ bohatera :(
      W każdym razie dziękuję za komentarz! :D

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Jeeeej, doczekałam się rozdziału! Sprawdzałam codziennie po kilka razy, aż spotkała mnie miła niespodzianka. :D
    Na początek: ubóstwiam Cię za to, że piszesz długie rozdziały. Znam osoby, które rozdział dodają załóżmy raz na tydzień, gdzie ma on może z pół strony a4. Dlatego cieszę się, że Ty nie jesteś jedną z nich!
    Kto by się spodziewał, że Ron nie będzie umiał uwarzyć eliksiru. On nawet swoich myśli nie potrafi do kupy zebrać. Ale mimo wszystko jest moją pierwszą i najgorętszą miłością (no może oprócz Malfoya, Peety, Finnicka... a z resztą nieważne).
    Hermiona jest ciamajdą tak samo jak ja. Tak jak ona zleciała nabijając sobie siniaka na głowie, ja miałam takiego samego na pupie. Cóż, nie jestem sama!
    Moja miłość do Zabiniego znowu wzrosła, myślałam, że całkiem oleje Herm, a tu proszę - nawet zaszczycił ją rozmową *owacja na stojąco dla Blaise'a*.
    Jestem mega zła, że Malfoy wystawił Hermionę, no ale miał jakiś poważny powód, prawda?! Co za kretyn! Sam o coś prosi, a potem proszę - kopniak w tyłek. Jeszcze Herm zemdlała, świetnie, a on sobie pewnie hasa po marchewkowym polu! Jeny, jeżeli czegoś z nim nie zrobisz, to własnoręcznie go uduszę! :D
    Czekam na kolejny rozdział i znowu życzę powrotu do zdrowia, bo widzę, że się przyda. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa dziękuję bardzo! <3 Jeżeli chodzi o długość rozdziałów, to moim zdaniem są one krótkie :o Ten tutaj ma sześć stron w pages, a jeżeli chodzi o moje drugie opowiadanie, to tam rozdziały mają po nawet piętnaście stron :D
      Peeta, Finnick! <3 Ubóstwiam Igrzyska! Jeżeli chodzi o moje miłośc,i to tutaj wiadomo, króluje Malfoy, ale tak, moimi ulubionymi bohaterami są właśnie; Peeta, Finnick, Newt z Więźnia Labiryntu i uwielbiam też Edwarda ze Zmierzchu.

      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję! :*
      Nilkrokusy

      Usuń
  3. Super rozdział! No co ja .. Aha życzę zdrowia sama też byłam chora 3 tygodnie😒 Ale napisz coś jak dasz radę😃 I nie zapomnij o tamtym blogu Oki? Czekam na next 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :D Napiszę, napiszę! :) I nie ma mowy! Nie zapomnę! :) Rozdział pojawi się mam nadzieję, że już niedługo :)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że ktoś ją znajdzie :(
    Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał, a szczególnie eliksiry i opis nieudanego eliksiru Rona. Nic na to nie poradzę, że ten gość mnie irytuje :D Rozmowa z Zabinim dość oryginalna ale chyba Herm mu nie uwierzyła...
    Oczywiście czekam na next i życzę zdrowia!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha zauważyłam, że nie lubisz gościa! :D Ja muszę przyznać, że go nie znosiłam, ale teraz? Teraz go lubię haha :)

      Dziękuję i również pozdrawiam! :*
      Nilkrokusy

      Usuń
    2. Witaj! Serdecznie zapraszamy Cię do zgłoszenia swojego bloga do Stowarzyszenia Dramione (;
      Dopiero zaczynamy, więc na stowarzyszeniu jeszcze nic się nie dzieje.
      Pozdrawiam
      Arcanum Felis

      http://stowarzyszeniedramione.blogspot.com/

      Usuń
  5. Nominowałam Cię do Harry Potter Tag :-)

    Tu szczegóły:
    http://mojeopowiadaniehp.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowity rozdział♡♡ Masz naprawdę bardzo dobry styl pisania, a Twoje teksty są bardzo ciekawe. Nie można się od nich oderwać!

    OdpowiedzUsuń
  7. No kolejny świetny rozdział :) Rozmowa z Blaisem była naprawdę interesująca. Lecę dalej!
    Pozdrawiam, Malfoy'owa
    http://lost-memories-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń