Motywuj!

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

środa, 21 grudnia 2016

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY - " Między nami "

Witam!
Przepraszam, za tak długą przerwę, ale miałam dużo na głowie, już pomijając chorobę, przez którą nie mogłam wstać z łóżka przez tydzień. Chciałabym wszystkim życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT, ponieważ nie sądzę, abym opublikowała coś przed sobotą. Także życzę miłego wypoczynku wszystkim, którzy mają tymczasowo labę i oczywiście pogodnych Świąt, spędzonym w ciepłym gronie rodzinnym. 
Ps. Chciałam, aby rozdział był w świątecznym klimacie, ale nie wyrobiłabym się z tym chyba do następnego roku. :(
Zapraszam również wszystkich na mojego WATTPADA, gdzie zawsze pojawia się nowy rozdział
Komentujcie, piszcie co tam chcecie, do następnego!
Nilkrokusy
_____________________
— Powiesz nam w końcu co się z tobą dzieje? — zażądał Harry, gdy wszyscy znajdywaliśmy się w pokoju wspólnym.
Obok mnie siedziała Parvati, która trzymała swoją rękę na moim ramieniu, aby dodać mi otuchy, co w tym przypadku niestety nie wniosło żadnych rezultatów, ponieważ czułam się tak zestresowana, jak nigdy wcześniej.
— Źle się od pewnego czasu czuję — wyjaśniłam, skubiąc skórki przy paznokciach i wlepiając w nie wzrok. — To wszystko.
— A Malfoy? Co ty z nim tam robiłaś? — zapytał podejrzliwe Ron.
— Profesor Slughorn kazał nam odstawić jego fiolki do gabinetu, a ja upadłam i zadrapałam sobie nogę — powiedziałam, gładząc się po swojej ranie na łydce, która wciąż dawała o sobie znać.
— Zadrapanie? To jest szrama na pół nogi Hermiono — stwierdził Harry, a ja musiałam przyznać mu rację, choć nie wiedziałam, w jaki sposób szkło mogło mi tak drastycznie rozerwać skórę, nie niszcząc przy tym materiału moich podkolanówek. 
— Harry, ja naprawdę nie wiem jak to możliwe, ale po prostu upadłam, a ta rana pojawiła się sama. Chyba zdajesz sobie sprawę, że ani ja, ani Malfoy jej nie zrobiliśmy sami — odpowiedziałam sucho, czując, jak złość ogarnia moje ciało.
— Mogłabyś przynajmniej przed nami niczego nie ukrywać — wytknął mi.
— Chyba się trochę zapominasz Harry! — W tym momencie wstałam z wyświechtanej sofy i zwróciłam się do niego z gniewem — Zapominasz o tym, że ty wielokrotnie ukrywałeś przed nami wiele rzeczy, a my to rozumieliśmy. Ja i Ron. J a ciebie rozumiałam Harry...
— Ale wtedy było inaczej! — zezłościł się, zaciskając dłoń na swojej szacie.
— A co takiego się zmieniło? — zapytałam z powątpiewaniem. — Nasza przyjaźń? To się zmieniło? Opętał ją kompletny brak zrozumienia?
— Zmieniło się dużo istotnych rzeczy! Przecież o tym wiesz!
— Spokojnie... — Ron złapał Harry'ego za ramie i posadził go z powrotem na kanapie, gdy ten usiłował wstać.
— Harry, ja nic przed wami nie ukrywam — skłamałam. — Chciałabym, żebyście mnie po prostu wsparli, kiedy tego potrzebuję — powiedziałam, a do moich oczu zaczęły napływać niechciane łzy. — Dobrze wiesz, co czuję, bo wy też to czuliście po wojnie... — Harry zaczął mięknąć poprzez moje słowa. — A kto wtedy wam pomagał? Ja... Ja was wspierałam — odparłam z żalem.
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i powolnym krokiem zwróciłam się ku drzwiom do swojego dormitorium. Wypracowania nie mogły napisać się przecież same, prawda? Choć to było naprawdę idiotyczne wytłumaczenie, to postanowiłam to zrobić i zająć się czymś, co pozwoli zapomnieć mi o mojej beznadziejnej sytuacji.
Przeraziłam się, widząc, że stos prac domowych się znacznie powiększył, a ja w ogóle się tym wcześniej nie przejmowałam, bo było to zupełnie do mnie niepodobne. Nauka, która zajmowała całe moje życie, nagle zeszła na boczny tor.
Po napisaniu kilku wypracowań i przeczytaniu kilku rozdziałów podręcznika do numerologii udałam się na spacer.
— Dokąd się wybierasz? — zapytał uprzejmie Ron, kiedy schylałam się pod portretem Grubej Damy.
— Na spacer — odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ciesząc się w duchu, że nie muszę po raz kolejny go okłamywać.
— Dotrzymać ci towarzystwa? — zaproponował, ale ja uśmiechnęłam się tylko i odmówiłam.
Chciałam być sama.
Zamek został już wtedy przystrojony, więc atmosfera stała się całkiem świąteczna. To dobrze, bo bardzo lubiłam i dotąd lubię Święta. Święta oznaczały ferie, a ferie świąteczne rodzinę. Nie mieliśmy co prawda z rodzicami planów na wyjazd na narty, ale mimo wszystko cieszyłam się, że będę mogła z nimi spędzić trochę czasu.
Już miałam zamiar naciśnięcia klamki, która dałaby mi dostęp do wyjścia na błonia, ale niespodziewanie ktoś złapał za moje ramie.
— Granger, co ty tutaj robisz? — W moich uszach zagrzmiał zdziwiony głos Malfoya.
— Raczej to ty powinieneś mi się wytłumaczyć — stwierdziłam przemądrzałym głosem. — Jestem prefektem, który właśnie odbywa swój obchód i jeżeli zaraz nie znajdziesz się w drodze do swojego dormitorium, będę zmuszona odjąć ci punkty i... — Nie zdążyłam wyrecytować reszty tekstu, ponieważ Malfoy zaczął się śmiać. — O co ci chodzi? — zapytałam wściekła.
— Nie kłam Granger, bo to ja dzisiaj mam obchód i jeżeli zaraz nie znajdziesz się w drodze do swojego dormitorium, będę zmuszony... — Malfoy po raz kolejny wybuchnął śmiechem.
— Tak cię to bawi? — Zmarszczyłam brwi i spojrzałam surowym wzrokiem na rozbawionego Malfoya.
— W zasadzie to tak — odpowiedział, prostując nogi i patrząc na mnie z góry.
Cała ta potyczka w głębi duchu również mnie bawiła. Niepotrzebnie wtedy go okłamałam, ale dzięki temu rozluźniłam między nami dość napiętą atmosferę, która przez ostatnie tygodnie niezmiernie mi ciążyła. Poza tym śmiejący się Malfoy, szczerze, bez drwiącego uśmiechu na ustach, wyglądał naprawdę wspaniale.
— Powiesz mi, co tu robisz albo spotkają cię poważne konsekwencje — powiedział, przybierając bardzo poważny ton głosu.
— Przyszłam pozbierać myśli — odpowiedziałam z westchnięciem.
— Nie widziałem tu żadnych — odpowiedział żartobliwie, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.
— W takim razie muszą być gdzieś indziej — stwierdziłam, uśmiechając się równie tajemniczo co Draco.
Draco, bo w tamtym momencie nie był tym zimnym i okropnym Malfoyem, którego znałam od lat. Draco był wtedy ciepłym człowiekiem, z lśniącymi iskierkami w oczach, które sprawiały, że bicie serca niekontrolowanie mi przyśpieszało, dłonie zwinięte w ciasny supeł zaczęły się pocić, a ja sama czułam się najszczęśliwsza na świecie.
— Możemy ich poszukać razem — zaproponował, a ja na znak zgody otworzyłam przed nami wrota.
Zamknął je za nami, a ja dopiero wtedy sobie uświadomiłam, że Malfoy nie ma na sobie niczego poza szkolną szatą.
— Nie jest ci zimno? — zapytałam, wkładając dłonie do kieszeni swojego kożucha.
Zważając na pogodę, która w tamtym czasie panowała na dworze, mogłabym uznać to za bardzo idiotyczne pytanie, ponieważ Draconowi powinno być bardzo zimno, ale on tylko wyjął różdżkę i rzucił na siebie zaklęcie, które musiało natychmiastowo ocieplić jego, a w zasadzie nasze ciała, bo od razu poczułam ciepło bijące od jego skóry.
— Nie — odpowiedział, chowając ją do tylnej kieszeni spodni. — Wyszłaś z wieży, żeby mnie spotkać? — zapytał ni stąd, ni zowąd. — Bo ja wziąłem patrol, mając nadzieję spotkania ciebie, szukającej mnie — przyznał, a jego głos brzmiał przerażająco poważnie.
— Ja... ja wyszłam na spacer — wyjąkałam, bo ciężko było mi przyznać, że od dawna szukałam okazji do spotkania właśnie jego.
— Właściwie to dobrze, bo przynajmniej miałem okazję do złapania ciebie — odparł, przeczesując mokre od śniegowych płatków włosy. — Powiesz mi, co cię dręczy? — zapytał.
Zaskoczyło mnie jego pytanie, choć starałam się to ukryć.
— A skąd pewność, że cokolwiek mnie dręczy? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
— Próbujesz oszukać samą siebie? — parsknął Malfoy. — Nie radzę, nie uda ci się to — stwierdził.
— Czyżbyś próbował? — zapytałam, odbiegając od tematu.
— Być może — odparł. — Ale ja pytałem o to ciebie.
Nic nie odpowiedziałam. Milczałam. Bo on miał piekielną rację.
— Słuchaj Granger, kłamstwa rujnują wszystko, bądź ze mną szczera. Chcę znać twój sekret — powiedział, zatrzymując się w miejscu.
Cala ta sytuacja wydała mi się śmieszna. Bo pomyślcie sobie, ja i Draco Malfoy, o późnej porze, na spacerze po błoniach, właściwie szukający moich porozrzucanych myśli, rozmawiający o moich sekretach. O moich s e k r e t a c h, o których miał pojęcie większe niż ja. Bo w rzeczywistości ten sekret, jakby go utożsamić z jakąś osobą, to stałby się nikim innym, jak samym Malfoyem! To wszystko było pokręcone. Nie rozumiałam, co ja tam robię, dlaczego on patrzy na mnie z czułością i dlaczego nogi uginają mi się pod ciężarem jego spojrzenia.
— Nie zaufam ci Malfoy — wyszeptałam, sprawiając, że na jego twarzy pojawiło się niezrozumienie.
— Wcale od ciebie tego nie oczekuję — odpowiedział, przywołując uśmiech na twarz. — Chciałbym, żebyś tylko ze mną porozmawiała Granger. Może zobaczysz coś, czego wcześniej nie zauważyłaś.
Jego słowa dosłownie rozdzierały moje wnętrzności, miotały nimi, bo nie miałam pojęcia co robić. Tak bardzo chciałam mu się wyżalić, powiedzieć co o tym wszystkim sądzę i przede wszystkim, co czuję. Co czuję i co myślę o naszej znajomości, ale nie mogłam. To byłoby żałosne, a ja poddałabym się. Walka ze samą sobą toczyła się dalej, a ja musiałam wybierać między rozumem a sercem, które pragnęło bliskości właśnie jego.
— Malfoy, znam cię już tyle lat. Wiem, jaki jesteś, wiem, co o tobie mówią inni. — Upierałam się.
— A więc ty też naklejasz mi tę samą etykietkę i uważasz, że znasz najlepiej? — zakpił. — Oh Granger, myślałem, że masz więcej rozumu od tego tłumu. Jesteś taka inteligentna! — Malfoy chyba powstrzymywał się, aby nie zakląć.
— Jesteś hipokrytą Malfoy i nie. Nie sugeruję się żadnymi etykietkami, tylko własnymi doświadczeniami z przeszłych lat. — Zatrzymałam się i popatrzyłam na jego twarz. Był wściekły, ale przynajmniej nie wyglądał na zmarzniętego, więc mogłam uznać, że poprawnie rzucił na nas zaklęcie. — Poza tym, doskonale to ująłeś, bo ja nie znam cię w ogóle! Jakbym mogła ci zaufać w takiej sytuacji...
— Masz rację, ale wiesz, ja cię chyba poznałem. Odnalazłem ten sens zrozumienia. Czuję, że jesteś osobą, która mnie zrozumie.
Dziwiłam się temu, co mówi. On był na tę rozmowę przygotowany. Obserwował mnie. Tylko co go do tego skłoniło, myślałam wtedy. Był aż zbyt wylewny.
— Dziwnie słyszeć takie słowa z twoich ust — przyznałam.
— Tak, w życiu popełniłem wiele błędów — odparł z żalem, a uśmiech spełzł mu z twarzy i zastąpił go grymas. — Choć w wielu przypadkach nie miałem wyboru.
— Nie miałeś wyboru? — zakpiłam, ale po chwili od razu pożałowałam, że użyłam szyderczego tonu.
— Nie miałem, mówię prawdę — rzucił. — Myślisz, że chciałem to mieć? — Odsłonił swój rękaw, a ja w ciemności dostrzegłam czarny kontur na jego przedramieniu.
Na myśl o tym, że z taką łatwością Malfoy się przede mną obnaża, zadrżałam. Potem jednak doszłam do wniosku, że musiał postawić przed sobą to jako wyzwanie, które pozwoli mi mu zaufać. Sprytne.
— Sam fakt, że któreś z was mogło to na mnie zobaczyć, wzbierało we mnie falę strachu — dodał. — Nie wiem, co by zrobił Potter, gdyby zobaczył, że mam na przedramieniu Mroczny Znak. Pewnie by mnie ukatrupił.
— My tacy nie jesteśmy — powiedziałam pośpiesznie oburzonym tonem. — My nie zabijamy.
— Granger, ja tym bardziej, jestem zbyt wielkim tchórzem — przyznał, ale ja wcale się z nim nie zgadzałam.
— Morderstwo nie czyni człowieka odważnym — powiedziałam stanowczo. — Wręcz przeciwnie.
— Chciałbym się z tobą zgodzić, ale uwierz mi, stanięcie na wysokości tego zadania jest równoznaczne ze skoczeniem z Wieży Astronomicznej. — W jego głosie czaiło się przerażenie. — Kiedy Czarny Pan pierwszy raz mordował na moich oczach, kobietę, Charity Burbage, zemdlałem Granger, spadłem z krzesła. Wyobrażasz sobie, jakie to musiało być upokorzenie, podczas gdy inny Śmierciożercy z tego kpili. Udowodniłem, jak bardzo boję się tego otoczenia.
— Nie wydaje mi się, aby to źle o tobie świadczyło i myślę, że uważasz teraz naszą rację za słuszną. Voldemort był paskudnym człowiekiem. — Wzdrygnęłam się.
— Nie mów mi, co jest słuszne Granger, miałem dużo czasu, aby nad tym pomyśleć i wiesz co, po jego upadku czuję się jeszcze bardziej bezpański. — Malfoy sięgnął do kieszeni swoich spodni i wyciągnął różdżkę, a ja momentalnie zastygłam w bezruchu. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się w niezrozumiany sposób. — Oh daj spokój, myślisz, że byłbym w stanie zrobić ci krzywdę? Na pewno nie dziś — powiedział i szepnął zaklęcie, które spowodowało, że koniec jego różdżki rozbłysł w świetle księżyca. — Wracajmy — rzekł, rozglądając się we wszystkie strony. — Trochę nas wywiało.
Zgodziłam się z nim i oboje powoli zwróciliśmy swoje kroki ku zamkowi. Kiedy zgasił swoją różdżkę, poczułam, że zrobiło się jeszcze ciemniej niż wcześniej, a poruszanie się sprawia mi niemały problem.
— A jak twoje zdrowie? Lepiej się czujesz, niż ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy? — zapytał.
Schlebiało mi, że tak przejmował się tym, jak się miewam. Zaczęła rozpierać mnie radość, sprawiając, że czułam się, jakbym wirowała w wielkiej pralce, wokół tego wszystkiego. Wokół Malfoya, wokół jego słów i nas. Zaczęłam wyobrażać sobie, jakby to było przyjaźnić się z nim i rozmawiać codziennie. Cieszyć się z jego obecności, wsparcia.
Staliśmy chwilę w krępującej ciszy, zanim Malfoy wyciągnął po raz kolejny różdżkę i z przerażeniem oboje zobaczyliśmy przed sobą czyjąś twarz ze spuchniętym okiem, pokrytym fioletowym siniakiem.
— To wy? — warknął niskim głosem Ernie Macmilian. — Moglibyście mi wytłumaczyć, co tu robicie? W szczególności ty Hermiono.
Kiedy Ernie zamilkł, poczułam, jak moje policzki zaczynają palić moją skórę. Malfoy nachylił się nad Puchonem, aby lepiej mu się przyjrzeć i prychnął kpiarsko.
— Wypad stąd, Macmilian, bo zaraz zapytamy cię, skąd ty się tutaj wziąłeś — powiedział Malfoy i położył dłoń na moich plecach, po czym pociągnął mnie za sobą do zamku.
— A więc tak się bawicie! — krzyknął za nami Ernie. — Rozumiem, co się dzieje! Nie spodziewałem się tego po tobie Hermiono! — wrzasnął, a Malfoy przyśpieszył kroku, w międzyczasie zdejmując z nas zaklęcie i wprowadzając mnie do środka.
Spojrzałam na niego z czułością, wciąż czując jego dłoń na swoim ciele, ale i również niepokój.
— Obawiam się, że on może rozsiać o nas jakąś niedorzeczną plotkę — powiedziałam, a głos mi się trząsł.
Nie zastanawiając się, zaczęłam błądzić wzrokiem w jego oczach, które w blasku ciepłego światła pochodni błyszczały jak dwa diamenty. Opanowała mną ochota, aby go pocałować, ale resztkami sił się od tego powstrzymałam.
— To możliwe — przyznał. — Zawsze mogę powiedzieć, że chciał mi się odwdzięczyć za to, że w małym stopniu go prześladuję. — Uśmiechnął się delikatnie.
— Jak widać, istnieją plusy twojego okrucieństwa — zaśmiałam się. — Ale nie myśl, że popieram twoje zachowanie.
Nagle uświadomiłam sobie, że Malfoy nie wyglądał w oczach innych na takiego, który mógłby się zmienić. Jego zachowanie zmieniło się tylko w stosunku do mnie. Zastanawiało mnie dlaczego.
— A jak pozbyłeś się nienawiści wobec mnie? — zapytałam cicho. — Dlaczego przyszło ci to z taką łatwością?
— Być może dlatego, że nigdy cię nie nienawidziłem — odpowiedział szeptem, nachylając się, aby pocałować moje usta.


5 komentarzy:

  1. Wreszcie!! Więcej tych pocałunków poproszę :D
    The Truth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bedą z pewnością, pierwsze lody przełamane! :D

      Usuń
  2. UAAAAAAAAAAAA chciałam się coś wypowiedzieć na temat rozdziału, ale nie mogę, bo ta końcówka, no po prostu miodzio, system rozwalony! :D
    I ten obrazek jeszcze uahh *.*
    Czekam na więcej i wesołych świąt! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, akcja będzie się rozwijać. Wesołych i Harrych Świąt!💕

      Usuń
  3. Wreszcie jestem i aż się rozpłynęłam! Końcówka i scena z Draco taka aww <3 jedynie nie podobały mi się zarzuty Wybrańca, ale skupmy się na blondasie. Och, Merlinie, I love it!
    Pozdrawiam i lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń