Motywuj!

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

niedziela, 8 stycznia 2017

ROZDZIAŁ JEDENASTY - "Niewinny"

Witam wszystkich w nowym roku!
Rozdział miał pojawić się wcześniej, ale ja jestem chyba jakaś nienormalna i nie mogłam poradzić sobie z nauką. Na szczęście niedługo ferie, bo za kilka dni, także sobie odpoczniemy, przynajmniej ci z Łódzkiego, hehe. 

Życzę miłej lekturki i liczę na szczere opinie! 
Nilkrokusy

Ps. zapraszam wszystkich serdecznie na mojego WATTPADA, gdzie również jest możliwość czytania mojego opowiadania.

________

Wielka Sala wypełniona była tłumem rozkojarzonych uczniów, którzy już niedługo mieli pożegnać się ze swoimi przyjaciółmi i odjechać do domu na ferie świąteczne.
Dziwne uczucie rzucało się po moim ciele, gdy pomyślałam sobie, że nie będzie mi dane zobaczyć przez ten czas jego blond włosów i niebieskich oczu, które w tamtym momencie były zwrócone ku mnie. Nie potrafiłam ukryć przed samą sobą, że wyszukiwałam ich w tłumie od pewnego czasu każdego dnia. Choć minę miał jak zwykle ponurą, a policzki zapadnięte, dostrzegłam w jego tęczówkach coś, czego dzisiaj już u niego nie widuję. Radość. Ja również od razu się rozpromieniłam, przypominając sobie wieczór, kiedy mogłam poznać smak jego ust. Było to niewątpliwie jedno z nieprawdopodobnych zdarzeń, jakie mogło mnie spotkać w życiu. Wywołujące we mnie euforię szczęścia, ale zarazem ból, ponieważ odsunięcie się od niego było jak uderzenie pięścią w twarz. Potem odszedł jak księżyc, utrudniając mi przyjęcie do wiadomości tego, co się między nami wydarzyło.
— Ciekahle cy papa sciogne ninisteltwo do nash nas świeta — wybełkotał Ron, wpychając do buzi kolejną porcję jedzenia.
Nastała cisza, po której wiadome było, że Harry również nie zrozumiał, co Ron właściwie powiedział.
— Ciekawe, czy tata ściągnie Ministerstwo do nas na święta — powtórzył, a wtedy z naszych ust potoczyło się tępe „aaaa".
— A z jakiej okazji Ministerstwo miałoby spędzać święta w Norze? — zapytałam, zaintrygowana niepokojem Rona.
— No bo wiesz, tata wreszcie dostał awans, a z Kingsleyem się przez Zakon trochę zakolegowali — odpowiedział, nie wyglądając na zadowolonego tym faktem.
— I tylko dlatego twoi rodzice będą ich ściągać do Nory? — zdziwił się Harry. — Przecież i tak jest tam za dużo osób.
— No wiem, ale mama się upiera... Wiesz, jaka jest — burknął, wzruszając ramionami. — To samo Percy. W końcu przyjedzie i znowu będziemy musieli udawać, że nic się nie stało.
— Percy przeprosił — powiedziałam stanowczo, dając Ronowi do zrozumienia, że ten temat należy jak najszybciej zakończyć.
— I tak po prostu mu wybaczyłaś? — prychnął Ron. — Ja nadal uważam, że jest nadęty. Poza tym nie chcę nawet sobie wyobrażać, jak będzie się zachowywał w towarzystwie Kingsleya, dla którego pracuje.
— Ron... Dobrze wiesz, o co mi chodzi — zaczęłam łagodnie.
— A właśnie, że nie! — przerwał mi podniesionym głosem. — Zawsze musisz mieć zupełnie inne zdanie na czyjś temat niż ja i Harry! W dodatku coś ukrywasz, a my nigdy się nie dowiemy, bo to coś bardzo tajnego tak?
Poczułam się, jakby Ron chlusnął mi napojem, który teraz trzymał w dłoni, w twarz. Ron znany był ze słabych nerwów, ale ostatnio, rzadko kiedy dał się ponieść emocjom z tak błahego powodu.
— Ron! — warknęłam ostrzegawczym tonem. — Przestań się tak zachowywać!
— Niby jak? — prychnął. — Myślisz, że nic nie zauważyliśmy? Co ty właściwie cały czas robisz, po co wykradasz się wieczorami z salonu, co? — Spojrzał na mnie tak mściwym wzrokiem, że przez chwilę zastanawiałam się, czy przede mną siedzi autentyczny i prawdziwy Ronald Weasley.
— Mówisz tak, jakbym codziennie znikała — powiedziałam. — Mam prawo... — Ale nie dane było mi dokończyć zdanie, ponieważ Ron po raz kolejny prychnął i podniósł się ze swojego miejsca, po czym odszedł.
Harry patrzył to na mnie, to na Rona i zastanawiał się, jak stosownie przemówić mi do rozsądku, abym w końcu wyznała im prawdę o sobie. Tylko nie jestem pewna, czy ucieszyłby się z faktu, że jestem z nimi szczera, ponieważ przyjaźń z Draco Malfoyem, w szczególności będąc Hermioną Granger, nie była na porządku dziennym, stąd moja tajemniczość.
— Harry, nie chcę, byście traktowali mnie jak kłamcę — wyszeptałam z żalem. — Nie zasługuję na to.
— Wiem — odparł. — Jak będziesz miała w końcu ochotę się tym z nami podzielić, to... to po prostu powiedz. — Potem poszedł w ślady Rona i w duchu musiałam sobie przyznać, że samotność nie była czymś, czego wtedy potrzebowałam.
____
Razem z Parvati potoczyłyśmy się ciężkim krokiem w stronę powozów, obok których stała grupa Ślizgonów, ryczących ze śmiechu. Spojrzałam na nich z politowaniem i przyśpieszyłam, mijając Dracona i Pansy, oddalonych nieco od Zabiniego, Notta i reszty swoich przyjaciół. Wtedy poczułam, jak coś dziwnego, coś nierzeczywistego, uderzyło w moje serce. Wbijało się jak ostrze, boleśnie, rozrywało czerwoną gulę w mojej klatce piersiowej.
Oderwałam wzrok od czarnowłosej dziewczyny, trzymającej Malfoya za ramię, by w następnej chwili spojrzeć na chłopaka, który za każdym razem, gdy mnie widział, sztywniał i przyglądał mi się podejrzanie. Zupełnie jakbym miała mu coś zrobić.
— Patrz Pansy! — krzyknęła dziewczęcym głosem Dafne Greengrass, celując we mnie palcem. — Patrz, jak Granger się gapi! — zakpiła, a wszyscy oprócz Malfoya i Zabiniego spojrzeli natychmiastowo na mnie.
Obydwoje popatrzyli sobie w oczy, a wyglądali na niemal przerażonych. Z ust Dracona potoczyło się bezgłośne słowo, które wydaję mi się, zabrzmiało jak „eliksir". Blaise kiwnął głową, złapał za swoją skórzaną torbę i wsiadł do powozu. Zaraz za nim jego przyjaciel, zawoławszy Pansy, która nie zdążyła powiedzieć o mnie niczego złego, objął ją i zniknął mi z oczu. Całe szczęście.
____
Choć było to płytkie, cały czas myślałam o relacjach pewnych Ślizgonów. Czy są bliskie, co robią, gdy nikt nie patrzy, co do siebie czują, czy dotykają się w t e n sposób i przede wszystkim, czy on patrzy na nią tym samym wzrokiem, co na mnie? Byłam ciekawa, czy ona też widzi w jego oczach to coś, nieokreślonego, magnetycznego, przyciągającego, fascynującego jak nic innego.
Głupota, która ogarnęła moje ciało, w duchu krzyczała „Nie! Przecież niedawno całował ciebie! Nie Parkinson! Ona jest za głupia!" Choć była to prawda, to wcale nie przekonało mnie do jego intencji.
Starałam się ignorować fakt, że Pansy trzymała go za rękę i popychając wszystkich dookoła, weszłam do pociągu. Byłam jedną z pierwszych, która tam weszła, a więc wybór był nieograniczony. Z niewiadomych przyczyn, ruszyłam na prawie sam koniec, zaledwie jeden przedział dalej, od tego, który zwykle zajmowali Ślizgoni.
Mój humor zmienił się w jego totalny brak, gdy za oknem dostrzegłam Zabiniego, robiącego idiotyczne i żałosne miny w stronę swoich przyjaciół. W trakcie przemyśleń, jak bardzo infantylny był ten chłopak, zupełnie zapomniałam o Parvati, która musiała mnie szukać, bo kto by się spodziewał, że usiądę akurat t u t a j. Wyszłam więc na korytarz i widząc tłum zmierzający ku mnie, zaczęłam wypatrywać znajomych mi twarzy. Po chwili poczułam na swoich plecach zimną dłoń. Pierwszą myślą, jaka nawiedziła mą głowę, był Malfoy. Odwróciłam się natychmiast i dostrzegłam twarz Rona, czyli nie tę, której się spodziewałam.
— Och, Ron, to ty — zauważyłam, czerwieniąc się lekko.
— A kogo niby się spodziewałaś? — zapytał, a ja wolałam uniknąć odpowiedzi na to pytanie, wiedząc, że nie byłaby ona dla Rona zbyt radosna.
— Gdzie jest Harry? — Postanowiłam zmienić temat.
— Tam, gdzie zawsze — odpowiedział, przyglądając mi się uważnie. — Dlaczego usiadłaś tutaj? — Wskazał głową na drzwi do przedziału, a śnieg z jego czapki upadł na ziemię. — Przecież nigdy tu nie siadamy.
— Ja... eee... myślałam, że po naszej sprzeczce, tej w Wielkiej Sali, nie macie ochoty na moje towarzystwo — przyznałam.
— Daj spokój, zaraz ci wszystko wytłumaczymy. — Machnął ręką i pociągnął mnie za rękę.
— Zaczekaj! Muszę zabrać swój bagaż. — Wyrwałam się z jego uścisku, uśmiechając się głupkowato, ale Ron tylko kiwnął głową i powiedział:
— Czekamy na ciebie.
Gdy tylko odszedł, otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka. Podniosłam się na palcach, aby zabrać swój kufer z górnej półki i zebrałam pozostawione na siedzeniu książki oraz torebkę. Nim jednak doczłapałam się do miejsca, do którego zmierzałam, natknęłam się po drodze na grupę, której w tamtym momencie nie miałam najmniejszej ochoty widzieć.
— Co tu robisz Granger? — pisnęła Pansy Parkinson z szyderczym uśmieszkiem. — Zabieraj swoje śmieci i wynoś się — powiedziała, a część Ślizgonów ryknęła śmiechem.
— Coś jeszcze? Chyba nie myślałaś, że chciałam usiąść tak blisko ciebie i twoich... — rozejrzałam się dookoła, wskazując głową na jej kompanów, zatrzymując wzrok na szarych oczach Malfoya — przyjaciół... — dokończyłam słabym głosem, czując powoli zażenowanie.
— To po co tu przyszłaś, głupia — prychnęła i ruszyła dalej, pamiętając, aby nadepnąć mi boleśnie na stopę.
Zaraz za nią podążył Malfoy, który wpatrywał się we mnie przenikliwym wzrokiem, a ja uświadomiłam sobie, że jako jedyny domyśla się celu mojego przyjścia tutaj. Był nim on sam. To takie żenujące, wiedząc, że osoba, która powoli zaczyna cię fascynować, dowiaduje się o tym szybciej od ciebie.
Wyminęłam go prędko, starając się pozbyć z nozdrzy zapachu jego skóry, który zalatywał największym błędem, jaki mogłabym popełnić w życiu.
____
— Chcieliśmy cię przeprosić. — Ron westchnął, a Harry energicznie potrząsnął głową. — Ginny przemówiła nam do rozumu, że nie powinniśmy psuć atmosfery w Święta — powiedział, a kamień wcale nie spadł mi z serca, bo wiedziałam, że to tylko i wyłącznie załuga jego siostry.
— Dzięki Ginny. — Uśmiechnęłam się do niej blado, a następnie spojrzałam na Rona i Harry'ego. — Czekoladowej żaby? — Wyjęłam z torebki trzy opakowania słodkości, a widząc błagalny wzrok Rona, rzuciłam jedno w jego stronę.
Kusiło mnie, aby wyznać im, że powoli zakochuję się w Draconie Malfoyu, ale nie miałam na to odwagi. Zastanawiało mnie, co wymaga większej siły. Udźwignięcie kłamstwa, czy może prawdy? Kłamstwo stanowiło ostatnią deskę ratunku, przez nie, byłam skłonna uwierzyć, że to tylko zabawa, młodzieńcze wygłupy i hormony, które od niedawna zaczęły we mnie buzować.
Gdybyście się jednak nad tym zastanawiali, odpowiem wam, że walizka wypełniona kłamstwem, jest dwukrotnie, a nawet trzykrotnie cięższa.
— Zauważyliście, że Malfoy i ta Parkinson ostatnio bardzo się do siebie zbliżyli? — zapytała Ginny, a moim ciałem wstrząsnęła dzika złość. Albo raczej zazdrość? — Ciągle trzymają się za ręce.
— Nie przesadzaj, nie aż tak często. Poza tym to raczej ona go trzyma, a nie on ją — mruknęłam, zastanawiając się, czy próbuję przekonać Ginny, czy samą siebie.
— Przecież ona od dawna biega za tym wypłoszem! — Zirytował się Ron. — Na balu też byli razem, a on ją kompletnie ignorował i zagadywał dziewczyny z Beauxbatons.
— Ron ma rację — przyznał Harry. — Malfoy to dupek i koniec.
— Przecież ona wcale nie jest lepsza — zaperzyłam się. — Nie ma w ogóle oleju w głowie, wcale się nie dziwię, że Malfoy jej nie chce — powiedziałam, zakładając kosmyk włosów za ucho i spoglądając na widok za oknem.
— Czyli twierdzisz, że nie zasługuje na Malfoya? — zakpił Ron. — Obydwoje są podłymi wężami — warknął. — Możemy porozmawiać o czymś innym? Okropnie mnie oni denerwują.
— Z wielką chęcią — powiedziałam, obserwując drzewa zlewające się w jedną plamę.
Pomyślałam, że może wreszcie czas na współczucie. Może powinnam zacząć nad sobą ubolewać, wtedy poczuję się lepiej. Jak ofiara. Zapomniałam tylko o jednej, bardzo kluczowej sprawie. Nie miałam nic przeciwko jego towarzystwu, ba! Ja go prowokowałam. Bo niby po co polazłam na ten przeklęty koniec pociągu? To oczywiste, że miałam na celu spotkanie jego. A co czułam, jak go spotykałam? Kurde, czułam, że jest wart tego ryzyka. Miałam się wspaniale! Po czasie uświadomiłam sobie, że miłość, zrodzona z nienawiści, jest o wiele bardziej żywa. Dlaczego? Myślę, że uczucie, które towarzyszyło mi przez ten cały czas, było wyjątkowe. Niepowtarzalne. Przypominało mi zamek, zbudowany na lodzie. Ta miłość, była lepsza, niż sądziłam. Ta miłość, była dla mnie jedyna.
____
— Spotkamy się w Norze! — krzyknął Harry, oddalając się ode mnie.
— Masz przyjechać! — zawołał Ron i razem z Harrym odeszli w stronę reszty rodziny Weasleyów.
Energicznym krokiem ruszyłam ku swoim rodzicom, którzy uśmiechali się promiennie, a mama, rozkładając szeroko ręce, truchtem do mnie przybiegła. Wtuliłam się w nią i zaśmiałam, kiedy zaczęła mną kołysać, a jej kasztanowe loki łaskotały moje policzki.
— Tak się stęskniliśmy! — pisnęła, gdy wyswobodziłam się z jej uścisku.
— To prawda — powiedział tata, obejmując mnie ramieniem. — Gdzie twoja walizka? Ach, tutaj! — Chwycił mój kufer w dłoń i udał, że jest bardzo ciężka, przez co mimowolnie zachichotałam.
— Gdzie jest Krzywołapek? — zapytała mama, rozglądając się dookoła.
— Krzywołap nie żyje — odparłam, dziwiąc się, że o tym zapomniała.
— Nie żyje... — powtórzyła. — Och skarbie, tak mi przykro. — Westchnęła, a ja uśmiechnęłam się blado.
— Chodźmy już, jest strasznie zimno. — Tata postanowił zmienić ten nieco ciężki temat i w zasadzie byłam mu za to wdzięczna.
Nie zostawiając za sobą dobrego humoru, z uśmiechem dotarłam do samochodu, który w tamtym momencie sprawiał wrażenie raju. Ciepłego raju. Śnieg sypał tak mocno, że ciężko było się nim nie zadławić, a lód, który trzaskał pod stopami, w mojej wyobraźni po cichu syczał „no już, wywróć się!".
Gdy odjeżdżaliśmy, a dworzec King's Cross powoli znikał mi z oczu, pomyślałam, że chciałabym, aby to właśnie Draco Malfoy siedział tuż obok mnie.
____
Stałam przed dużym lustrem oprawionym drewnianą ramą i dłonią wygładzałam materiał szarej sukienki, opinającej się na mojej talii. Była przeciętna, ale i tak uważałam, że wyglądałam w niej nadzwyczaj ładnie. Włosy miałam rozpuszczone, a loki starannie ułożone tak, aby choć w małym stopniu zasłaniały moją twarz, która ostatnimi czasy była pozbawiona wyrazu. Białe zęby odznaczały się na tle kamiennego koloru mojego skóry.
Podczas gdy wciągałam rajstopy na swoje kościste nogi, drzwi do pokoju się otworzyły, a za nimi ujrzałam wychylającą się spoza nich mamę.
— Przeszkadzam? — zapytała, uchylając je szerzej.
— Ależ nie, wejdź — odpowiedziałam, wstając z łóżka.
— Goście już są — oznajmiła, przyglądając mi się uważnie. — Wyglądasz prześlicznie. — Uśmiechnęła się czule.
— Dzięki mamo — rzuciłam i podeszłam do szafy, aby wygrzebać z niej pudełko z butami.
Mama wyglądała na spiętą. Mimo jej uśmiechu i przyjaznego nastawienia, oczy miała zmartwione i dziwnie nieobecne. Chyba zrozumiała, że podejrzewam cel jej wizyty, ale próbowałam zwrócić jej uwagę ku czemuś innemu.
— A więc jutro wybieracie się do cioci Anne? — zapytałam jakby od niechcenia.
— Tak, na kolację — powiedziała spokojnie. — Ale nie o tym chciałam z tobą mówić. — Usiadła na łóżku i poprawiła koka na swojej głowie, po czym podniosła wzrok na mnie. — Rozmawiałam o tym z tatą i oboje mamy wrażenie, że coś z tobą nie tak. Powiedz kochanie, czy dobrze się czujesz? — zapytała z niepokojem.
— Oczywiście — skłamałam, uśmiechając się sztucznie.
— Strasznie schudłaś — powiedziała, a jej spojrzenie oplotło mojego wystające kości policzkowe.
— To wina stresu. No wiesz, dużo nauki, niedługo mamy Owutemy — powiedziałam, zajmując miejsce obok niej.
Do dziś uważam, że postąpiłam słusznie. Powiedzenie jej prawdy mogłoby narobić za wiele zamieszania i niepotrzebnej troski, która była mi wtedy zbędna. Poza tym, co moja matka, która kompletnie nie zna się na magii, poradziłaby na samo otwierające się rany, zawroty głowy, boleśniejsze od uderzenia cegłą w brzuch i podarte sumienie? No właśnie, nic nie mogła zrobić.
— Cała ty — zaśmiała się. — Jesteśmy z tatą tacy dumni, że mamy taką córkę. — To powiedziawszy, przytuliła mnie mocno i pogładziła po karku.
— Mamo — powiedziałam, gdy nie chciała puścić mojego ciała. — Kolacja czeka.
____
Następnego dnia, tuż przed godziną dwudziestą, znalazłam się na podwórku państwa Weasleyów. Śnieg, jak poprzedniego dnia, dosłownie bombardował moją twarz zimnymi płatkami, przez co czułam się, jakbym miała na sobie lodową maskę. Policzki piekły mnie z zimna, a dłonie błagały o ogrzanie. Czapka co jakiś czas spadała mi z głowy, gdy pędziłam ścieżką prowadzącą do drzwi. Nacisnęłam klamkę, ale były zamknięte. Zapukałam mocno metalową kołatką, która przymarzła mi do dłoni, choć wątpiłam, aby ktokolwiek usłyszał moje wołanie wśród świstów lodowatego powietrza. Szybko więc ruszyłam na tyły domu, gdzie ogromny, niegdyś barwny ogród, pokryty był grubą warstwą śniegu. Wbiegłam po schodach i z ulgą wślizgnęłam się do środka.
— Chyba śnisz, Arturze! — Z salonu dobiegał głos pani Weasley, której wrzaski rozpoznałabym na samym końcu świata. — Ty tym bardziej, Ron! — krzyknęła złowieszczo. — George oddaj mi tę szklankę! Natychmiast!
Moim oczom ukazała się ciasna kuchnia, oświetlona zaledwie jedną, gasnącą już zresztą, lampą. Otrzepałam buty ze śniegu i ruszyłam naprzód, starając się nie wpaść na nic, aby nie narobić zamieszania. Niestety z marnym skutkiem, ponieważ po chwili poczułam ból w skroni i już myślałam, że to kolejny atak mojej przedziwnej choroby, ale uświadomiłam sobie, że uderzyłam o kant szafki, z której spadło kilka książek kucharskich, razem ze szklaną świnką, która łupnęła o moje czoło, następnie rozbijając się na kafelkach.
— Lumos — szepnęłam, wyjmując z kieszeni różdżkę i oświetlając sobie pomieszczenie.
Wtem do kuchni weszła wysoka postać o męskiej sylwetce. To Kingsley. W ręku trzymał wielką lampę naftową, której światło odbijało się o złotą obręcz w jego uchu.
— Hermiona, to ty! — Jego głęboki głos potoczył się po pomieszczeniu. — Molly, to Hermiona! — krzyknął w stronę salonu.
— Dobry wieczór, panie Ministrze — przywitałam się uprzejmie.
— Nie wygłupiaj się — odpowiedział z uśmiechem, ale nie dane mi było cokolwiek powiedzieć, ponieważ poczułam na sobie mocny uścisk pani Weasley.
— Już zaczynaliśmy się martwić! — zawołała z wyrzutem, spoglądając na mnie świecącymi oczami. — Merlinie, aleś ty zmizerniała! Zaraz podajemy kolację, jeszcze chwileczkę — powiedziała, po czym wróciła do salonu. — RON! ODDAJ TĘ SZKLANKĘ! A TY ARTURZE, Z CZEGO SIĘ ŚMIEJESZ!? CO TY SOBIE W OGÓLE WYOBRAŻASZ, ŻEBY PODAWAĆ IM OGNISTĄ WHISKY, TO SĄ JESZCZE DZIECI! — wrzeszczała, przez co do kuchni zaczęli się schodzić pozostali.
— George ma już... — zaczął pan Weasley, ale nie dane było mu skończyć.
— ŻADNYCH ALKOHOLI W MOIM DOMU W ŚWIĘTA NIE BĘDZIECIE SPOŻYWAĆ! SCHOWAJ TO NATYCHMIAST! — krzyknęła po raz ostatni i wróciła do kuchni, wydając polecenia: Ginny, Fleur, Billowi i o dziwo, Andromedzie Tonks, która oddała małego chłopca w ręce Harry'ego.
— Pomóc pani z czymś? — zapytałam, ale było to błędem, ponieważ pani Weasley potraktowała mnie karcącym spojrzeniem i kazała udać się do salonu, aby ogrzać zziębnięte ciało.
W salonie, w zapadniętym fotelu siedział Ron. Z naburmuszoną miną, wpatrywał się w płomienie tańczące w kominku, a pan Weasley, pośpiesznie chował szklanki z bursztynowym napojem do szafki, wyglądając na nieźle wkurzonego.
— Od zawsze powtarzałam, że Ognista to zło — zaśmiałam się, a wtedy Ron odwrócił się w moją stronę i ledwo zauważalny uśmiech rozkwitł na jego twarzy.
Zanim zdążył jednak coś powiedzieć, usłyszałam, jak drzwi od strony kuchni z hukiem się otwierają, przez co podskoczyłam do góry. Pan Weasley na chwilę zastygł w bezruchu, analizując, kto mógłby tego wieczoru zjawić się w jego domu.
— To zapewne Hagrid — rzekł, ale głosu Hagrida wciąż nie było słychać.
— Shacklebolt! Wiedziałam, że cię tu znajdę! — rozległ się chłodny, wyniosły głos.
— O co tutaj chodzi? — Percy zbiegał po schodach szybkim tempem, przez co odnosiłam wrażenie, że zaraz z nich spadnie. — Co to za krzyki?!
— I ty Andromedo. — Przez chwilę pomyślałam, że znam ten głos i nawet skojarzyłam go z pewną osobą, ale natychmiast wydawało mi się to niemożliwe, do chwili, aż postanowiliśmy pójść za Percym do kuchni.
— Narcyzo, co ty tutaj robisz? — Zdławiony głos Andromedy, zdawało się, wisiał w powietrzu, zanim jej siostra znów się odezwała, odkrywając twarz, dotychczas zasłoniętą przez futro.
— Mój mąż jest niewinny! — syknęła.

5 komentarzy:

  1. Uwielbiam te historię, jest tajemnicza i wciągająca. Jak ja wytrzymam do nastepnego rozdziału? Mam nadzieję, ze znajdziesz czas i wene.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo miło mi bardzo i cieszę się, że komuś się podoba. Oczywiście planuję i rozpisuję wszystko! Aktualnie jestem sobie na wczasach, dlatego rozdział będzie za około 1,5 tygodnia. Pozdrawiam!😁😁

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy rozdział intryguje mnie ta relacja między Draco a Pansy. Zachowanie Rona pozostawia wiele do życzenia -.-
    Najlepsza oczywiście końcówka :)
    Czekam na więcej i pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na nowy rozdział
    http://last-minute-love-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Intrygująca opowieść i wciągająca:)

    OdpowiedzUsuń
  4. (Przepraszam za zostawienie komentarza z reklamą w tej zakładce, ale nie znalazłam zakładki ze spamem.:< )

    Brakuje Ci miejsca, w którym mogłabyś zareklamować swoje opowiadanie? Dostrzegłyśmy, że na swoim blogu publikujesz teksty związane między innymi z Hermioną Granger, więc wydaje nam się, że nasz katalog — Katalog Granger, działający już ponad dwa lata! — to miejsce idealne właśnie dla Ciebie!
    Dowiedz się kilka ciekawostek na temat aktorów z Harry'ego Pottera, przeczytaj wywiady z różnymi osobami, zobacz jakie organizujemy konkursy. Zerknij co piszemy w dzienniku Hermiony Granger i poprzeglądaj tablicę ogłoszeń! To jedne z niewielu atrakcji, które mają miejsce na Katalogu Granger, a jest ich o wiele więcej. Dołącz do nas i przekonaj się sam/a, czy warto zostać z nami na dłużej. Stwórzmy razem miejsce, w którym będziemy mogli rozmawiać, podzielić się swoimi wrażeniami na różne tematy, nie tylko te związane z „Harrym Potterem…”. Rozwijajmy wspólnie nasze pasje.
    Dołącz do nas, a my zapewnimy Ci tylko jedno — nie zawiedziesz się!
    http://katalog-granger.blogspot.com/

    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń