Motywuj!

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

piątek, 30 września 2016

ROZDZIAŁ SZÓSTY - "Nie jestem sobą"

Cześć...

Witam po dłuugiej przerwie. Pomijając fakt, że ten rozdział jest śmiesznie krótki, to powoli wracam do pisanie, także niech nikt się nie martwi, będzie dobrze! Zapraszam do czytania. 


Nilkrokusy :)


WERSJA DOSTĘPNA NA WATTPAD

____


Następny tydzień mijał mi bardzo nieprzyjemnie. Dzień, godzina, minuta - dłużyły się niesamowicie długo. Nie twierdzę, że marzę o tym, aby życie przeleciało mi między palcami niczym piasek, ale to była przesada. Potrafiłam przeczytać kilkusetstronową książkę w jedno popołudnie - tak mi się nudziło. Nauka to jedyne źródło mojej rozrywki, ponieważ nic innego się po prostu nie działo. Harry i Ron wciąż byli pochłonięci treningami qudditcha. Zresztą nie tylko oni. Od tygodnia nie spotkałam się z pustym boiskiem. Żaden dom nie dawał sobie ani chwili wytchnienia, a w szczególności ślizgoni i puchoni, którzy dzisiejszego dnia mieli rozegrać pierwszy mecz w tym sezonie. To on miał zmienić więcej, niż tylko poziom mojej rozrywki. 
Obudziłam się jak zwykle wcześnie. Jak co dzień udałam się pod prysznic, wyszczotkowałam zęby i nałożyłam na siebie czarną szatę czarodzieja. Usiadłam na jednym z foteli w salonie Gryffindoru i zaczęłam przekartkowywać podręcznik do transmutacji. Jakiś czas później, do salonu wszedł Ron, jak zwykle z roztarganymi kłakami na głowie i szatą upaćkaną pastą do zębów.
-Hermiona? - rzucił przelotnie. 
-Tak? - bąknęłam, bo wcale nie chciało mi się z nim rozmawiać. 
-Ładnie dziś wyglądasz - powiedział z uśmiechem. 
Spojrzałam prosto na niego, ale opuścił głowę. 
-Ja... dziękuję - mruknęłam. 
Kiedy tylko na mnie spojrzał, dostrzegłam w jego wzroku tyle wdzięczności, że zrobiło mi się ciężko na sercu. 
Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodziło. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu - dokładnie od momentu, w którym znalazłam się w szpitalu - zachowuje się dziwnie. Jakby czegoś ode mnie oczekiwał i mimo tego, że ja nie oczekiwałam od Rona n i c z e g o, to czułam się winna. Postanowiłam jak najszybciej wyjść z pokoju wspólnego i udać się do klasy. 
Po zakończeniu wszystkich zajęć nie miałam ochoty iść na obiad. Poszłam więc do biblioteki, aby powtórzyć kilka poprzednich tematów z transmutacji, mimo że cały podręcznik opanowałam do perfekcji już dawno temu. Wcale nie przeszkadzało mi to w dalszej nauce, bo w końcu życie polega na udoskonalaniu siebie i dążeniu do perfekcji. 
Usiadłam w moim standardowym miejscu, czyli przy oknie, tam gdzie trudno było mnie dostrzec. Ku mojemu zdziwieniu, po przeciwnej stronie, zaraz obok ściany, siedział Malfoy. Czytał coś z numerologii, włosy przeczesywał co jakiś czas, co kilka sekund, tak właściwie.
Zignorowałam go, jak zwykle. Nigdy jakoś szczególnie nie zwracałam na niego uwagi, nie miałam takiej potrzeby. Malfoy nie był nikim ważnym, chyba że w jego świecie. 
Nie sądziłam, że ten chłopiec, wtedy, kilkanaście lat temu, będzie budził się tuż obok mnie każdego dnia. Przecierał delikatnie oczy, swoimi białymi jak porcelana rękoma, które mimo swojego chłodu uwielbiałam pieścić godzinami. Dotykać, kciukiem przecierać po kostkach, oglądać idealnie wypiłowane paznokcie i drapać delikatnie wnętrze dłoni. Nie spodziewałam się tego tak bardzo jak tego, że chłopak o platynowych włosach i zimnych dłoniach po chwili przysiądzie się do mnie ze szczeniackim uśmiechem i kosmykami spływającymi mu na twarz, które do tej pory go denerwują, ale nie ma zamiaru nic z nimi robić. 
-Cześć Granger - powiedział wtedy. 
Spojrzałam na niego zdziwiona i wymamrotałam ciche przywitanie. 
-Słuchaj, ja w sprawie tej transmutacji... 
-Nie - odpowiedziałam stanowczo. 
-Nie dałaś mi nawet dojść do słowa - stwierdził buntowniczym tonem. 
-O to chodziło... - mruknęłam niezainteresowana. 
Ale mi było dobrze go tak ignorować. Wstyd mi się przyznać, ale czułam się wtedy pożądana. Wiem, to bardzo żałosne, nawet sama wybucham śmiechem jak o tym myślę, ale tak się czułam. Bo wiecie, pomimo tego, że nie zwracałam na niego uwagi, on brnął w to dalej. Pojawiał się w tych samych miejscach, o tej samej porze i co najlepsze, rozpoczynał rozmowę. Nie wiedziałam wtedy co o tym myśleć, bo równie dobrze mógł sobie ze mnie robić żarty, jak to on. Ale czułam, że Malfoy ma do mnie jakąś ważną sprawę i nie chodziło tu o głupie korepetycje. 
-Nie będziesz mnie do niczego namawiał, Malfoy - kontynuowałam. 
-Do niczego cię nie namawiam, Granger - powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo, czyli moje nazwisko. - Ja tylko ładnie proszę o przysługę. - Zamknął książkę, w którą wlepiałam wzrok i podłożył sobie pod łokcie. Byłam zmuszona mu patrzeć w oczy. - W takim razie przejdźmy do konkretów. - Uśmiechnął się. 
-Od kiedy ty się uśmiechasz... - prychnęłam. 
-Często to robię - zamyślił się - na przykład kiedy widzę ciebie. 
-Bo ze mnie kpisz - zmieszałam się i spuściłam wzrok. 
-Racja - zaśmiał się i delikatnie uderzył pięścią w stolik. - Granger, potrzebuję pomocy, pomożesz mi czy nie? - zapytał poważniej - bo nie mam już zamiaru dłużej za tobą biegać i robić z siebie idioty - chrząknął i spojrzał mi w oczy. 
Patrzyłam tak na niego, na ten jego szpiczasty podbródek, delikatne piegi w okolicach nosa, o których wcześniej nie miałam pojęcia, blond włosy, które w okolicach uszu były lekko mokre, bo prawdopodobnie wyszedł spod prysznica około trzydzieści minut temu i myślałam nad jego urodą i dochodziłam do wniosku, że Malfoy zdecydowanie nie jest w moim typie, zapominając zupełnie, że nie mam swojego typu. Te oczy... do dziś są moją zgubą. Ten niewiarygodnie szary odcień, wpadający w błękit... Jestem pewna, że człowiek, gdyby tylko pozwolił sobie na chwile zapomnienia, to utonąłby w nich na zawsze. Przynajmniej ja tak mam. 
-W porządku - wydusiłam z trudem wytrzymując jego natarczywe spojrzenie. - Pomogę ci w transmutacji. 
-No wreszcie, Granger - odetchnął z ulgą. - Już myślałem, że muszę szukać kogoś innego. 
Właśnie? Dlaczego on nie szukał kogoś innego? Jest wiele osób, które doskonale znają się na transmutacji. Moje podejrzenia rosły w siłę. 
-Tak więc, do zobaczenia Granger w....? - zmusił mnie do odpowiedzi. 
-Jutro - odrzekłam. - Po zajęciach, w bibliotece. - Zaczesałam niesforny włos do tyłu i skinęłam głową. 
-W porządku, pasuje mi - odpowiedział, a nasza rozmowa nagle nabrała bardzo sztywnej atmosfery. - Ja muszę już iść Granger... - Spojrzał na tarcze zegarka, który spoczywał na jego nadgarstku. - Dziś mecz quidditcha, właściwie za godzinę - westchnął. - To cześć - powiedział i odszedł.
Malfoy był żywym dowodem powiedzenia, że im więcej czasu z kimś spędzamy, tym bardziej on zmienia się w naszych oczach. Zaczęłam dostrzegać zmiany w jego charakterze, albo właściwie dostrzegać jego cechy, bo nigdy tak naprawdę z nim nie rozmawiałam. Nie był taki, jak wcześniej, albo taki jaki wydawał się z pozoru. Na tym etapie znajomości starałam się z tym walczyć, ba! Ja usilnie próbowałam nie dopuścić do tego, abyśmy się do siebie zbliżyli. Dopiero potem zaczęłam zatracać się w tej dziwnej znajomości, która najpierw pomogła mi wtopić się w nową rzeczywistość, a potem z hukiem otworzyła moje serce, rzuciła je na ziemię i zdeptała niczym robaka. Malfoy nieświadomie złamał mi serce i życie.
 Popatrzyłam na niego ostatni raz, zanim zniknął mi z pola widzenia to dopadło mnie okropne uczucie - nie mogłam się doczekać, kiedy kolejny raz go zobaczę.

2 komentarze:

  1. O widzisz! Czyżby Hermiona poczuła motylki w brzuchu? *,* Cudownie!
    Pozdrawiam, Malfoy'owa
    http://lost-memories-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie przemyślenia Hermiony :D Tak myślałam, że zgodzi się mu pomóc ;)
    Lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń