Motywuj!

Wyraź swoją opinie na temat bloga, czy też rozdziału. Niezależnie od tego, czy będzie to opinia negatywna, czy też pozytywna. Każdy komentarz pozostawiony tutaj, zostawia za sobą ślad będący motywacją do dalszego pisania. Jeżeli posiadasz swój blog, możesz podesłać link do niego wraz z komentarzem. Z chęcią przyjdę z wizytą i pozostawię opinię po sobie.

czwartek, 6 października 2016

ROZDZIAŁ SIÓDMY - "Ja ulegam"


Kiedy kolejny raz go zobaczę?” przemknęło mi przez myśl, przypominając sobie jaką idiotką jestem, aby w ogóle o czymś takim rozmyślać. Zajmowałam wtedy miejsce na trybunach, ponieważ jak już wcześniej wspominałam, miał się odbyć mecz; ślizgoni kontra puchoni. 
-Oby puchoni dokopali tym łamagom! - bulwersował się Ron zasiadając na ławce w sektorze Gryffindoru. - Albo nie! Mam chęć zmiażdżenia ich samodzielnie! - stwierdził po chwili. - Prawda Harry? - zwrócił się do przyjaciela, który obwiązywał sobie szalik wokół szyi, ponieważ temperatura na dworze nie przekraczała kilku stopni. 
-No cóż… - mruknął Harry. - Wolałbym żeby jednak przegrali, lepiej dla nas - powiedział. 
Harry nie był aż tak wrogo nastawiony do ślizgonów co Ron. Wbrew pozorom. Nigdy nie rozumiałam zachowania Rona, który często miał problem o coś, co w ogóle go nie dotyczyło. Jednak to jego decyzja i poglądy, które szanuję.
-Ginny, podasz mi czapkę? - poprosił Ron, a ona posłusznie wyjęła z torby bordową czapkę i podała mu prosto do ręki, lecz nie zdążył jej złapać i upadła na drewnianą podłogę.
Podniosłam ją natychmiast i założyłam na rudą czuprynę, która dzisiaj była wyjątkowo rozczochrana. 
-Ojej dziękuję - zachichotał Ron. 
Po chwili nad naszymi głowami przelecieli zawodnicy z żółtych szatach. Ernie, z którym siadałam niekiedy na lekcjach, pomachał do mnie i uśmiechnął się, na co Ron zareagował niepokojąco dziwnie.
-Od kiedy ten cały Ernie jest w drużynie? - zakpił. - Patrzcie tylko na niego, zaraz spadnie z tej miotły!
Ron miał rację, chłopak wcale się nie popisał lecąc na swojej nowej, s z y b k i e j miotle, która sprawiała wrażenie chcącej zrzucić z siebie puchona. Mimowolnie zachichotałam. 
Po chwili dojrzałam Parvati Patil, przeciskającą się przez tłum i zmierzającą do nas. Usiadła z mojej prawej strony i uśmiechnęła się ciepło. 
-Cześć! - przywitała się uprzejmie. - Jak humory? - zagadnęła nas. 
-W porządku -odpowiedziałam. - A twój? 
Och w porządku, tylko ci ślizgoni! Tak mnie irytują! - warknęła, obtulając się ramionami. 
-Masz racje! - odpowiedział Ron. - Mam nadzieję, że puchoni dadzą im w kość! 
-Nie o to chodzi… - burknęła lekceważąco. - Widzisz tamtego z czwórką na plecach? - zapytała i wskazała głową na zawodników w zielonych szatach. 
-Tak, nazywa się Nott - odpowiedziałam. - Co z nim?
-Ten idiota przeleciał mi nad głową i zabrał czapkę - oburzyła się. - Potem podał ją Malfoyowi, który się z tego „świetnego żartu” nabijał.
-Kretyni! - powiedziałam, ale gdy tylko usłyszałam o Malfoyu, spojrzałam znowu w stronę zawodników i utkwiłam wzrok w szatę z siódemką na plecach. 
Ależ ze mnie idiotka! Gapiłam się na niego jak opętana, nie zwróciłam nawet uwagi na to, że Ron próbuje zlokalizować mój wzrok. Całe szczęście nie zorientował się, że padał on wtedy na blondyna, bo mogliby nabrać podejrzeń, albo uznać mnie za nienormalną. 
Tylko jakie podejrzenia miałam na myśli? Chyba udzielanie korepetycji Malfoyowi, wydawało mi się wtedy zbrodnią. Bo nic innego przecież moi przyjaciele nie mogli odkryć. Nie miałam tajemnic, a gdyby zapytali, czy faktycznie będę uczyła Malfoya transmutacji, to bez wahania powiedziałabym im prawdę. 
Byłam ciekawa, czy się zmienił. Czy zrozumiał coś i wyciągnął konsekwencje z tego jak to wszystko się skończyło. Czy żałował tego, że przystąpił do szeregów Voldemorta? Przecież widziałam go na wojnie. Widziałam jak miotał się pomiędzy nami i tak naprawdę był bezużyteczny, bo jego pan wcale go nie potrzebował! Dlaczego więc tyle ryzykował? Miałam wtedy cichą nadzieję, sama nie wiedziałam dlaczego, że Malfoy to już nie ten sam człowiek, co kiedyś. Poza tym zauważyłam już małe zmiany. Kilka lat temu nie śmiałby odezwać się do mnie, a tym bardziej prosić o korepetycje. Nie martwiłby się o moje zdrowie, w tak właściwie to miałby mnie głęboko gdzieś. Ale tak było… Byłam taka naiwna, bo tak naprawdę nikt się nie zmienia. W gruncie rzeczy to, co zakorzenione głęboko, już nigdy się nie zmieni, ani nie poprawi. 
Patrzyłam na jego ciało bardzo uważnie. Zimny wiatr szarpał jego ubranie, włosy falowały jak opętane, a on sam śmiał się z Teodorem Nottem i Blaisem Zabinim zapewne z kogoś, albo z czegoś, co nie było w moim mniemaniu wcale zabawne. Mimo wszystko, wyglądał tak delikatnie i ludzko… Skarciłam się w myślach, uderzając wnętrzem dłoni w czoło. Jak ja mogłam wymyślać takie rzeczy, w dodatku o Malfoyu?
-Coś się stało? - zapytał Ron, kładąc dłoń na moim ramieniu. 
Gwałtownie podniosłam głowę, spoglądając na niego zdziwionym wzrokiem. 
-Nie - odpowiedziałam. - Kiedy oni w końcu zaczynają? - burknęłam, bo miałam dość gapienia się na Malfoya, a nie mogłam oderwać wzroku od jego śmiejącej się twarzy. 
-Powinni niedługo - stwierdził Harry i mocniej przytulił do siebie Ginny. 
Ron spoglądał na nich jakby z zazdrością. Ukradkiem patrzył na mnie i zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Miał zamiar mnie objąć ramieniem? Chyba zamierzał to zrobić, ale nagle nad nami pojawili się ślizgoni, których gryfoni potraktowali moim zdaniem bardzo nieodpowiednio. Cały sektor zaczął buczeć, a niektórzy nawet próbowali rzucić czymś w zawodników. 
Spojrzałam z niechęcią na Rona, który wyrażał swoje emocje chyba najgłośniej. On tylko zaśmiał się i kontynuował rozmowę z Harrym. Po chwili usłyszałam wyczekiwany przez wszystkich głos Zachariasza Smitha. Zawodnicy ruszyli.
-Slytherin wygrywa sześćdziesiąt co dziesięciu! - krzyknął Zachariasz, a sektor ślizgonów ryknął tak głośno, że przez chwilę nie słyszałam własnych myśli. 
-Co za ofiary losu! - denerwował się Ron. - W ciągu trzydziestu minut trafili tylko raz? Łamagi! - krzyczał. 
Sama nie wiedziałam co o tym sądzić. Mecz był całkiem ciekawy, jak na quidditcha, ale nie czułam, żebym przejmowała się wynikiem. Dla mnie było obojętne, która z drużyn wygra. Ron za to zbyt mocno to przeżywał. Gdy puchoni stracili już czwartą bramkę, tak się zdenerwował, że machnął ręką i walnął mi prosto w nos.
-Na pewno nic ci nie jest? - dopytywał, gdy humor nieco mu się poprawił, bo Cadwallader zdobył trzeciego gola dla puchonów. - Przepraszam, ale naprawdę nie chciałem żebyś oberwała. To tylko emocje - zapewnił mnie, a ja prychnęłam pod nosem.
-W porządku, nie mi nie jest Ron - uśmiechnęłam się pokrzepiająco i dałam się poczochrać po włosach.
Harry i ja zaśmialiśmy się, gdy Ron porównał mnie do pudelka, co było niezwykle urocze. Jak na niego…
-Uwaga, uwaga! - zawołał Smith, gdy ślizgoni wygrywali mecz sto dwadzieścia do siedemdziesięciu. - Ernie właśnie wyczaił znicza! - zdziwił się komentator, jakby wątpił w umiejętności swojego kolegi. - Ohh nie! Draco Malfoy sunie tuż za nim! - krzyknął rozżalony. 
W tym samym momencie Ron wstał z ławki i zaczął dopingować drużynę puchonów. 
-Slytherin zdobywa sto trzydziesty punkt! - poinformował Zachariasz, a gdy tylko spojrzałam na boisko, zobaczyłam jak Zabini i Nott zbijają mocną piątkę. 
Gdy tylko usłyszałam rozentuzjazmowane krzyki, dostrzegłam jak Ernie ledwo trzymając się na swojej miotle, leci prosto na Malfoya, który zdołał go wyścignąć i kiedy wyciągał dłoń, aby zacisnąć w swoich palcach złotą piłeczkę, Ernie spadł ze swojego sprzętu, a Zachariasz z nieszczęśliwą miną poinformował, że ślizgoni wygrywają dzisiejszy mecz. 
-Co to ma być! - krzyknął Ron. 
-Oferma! - wykrzykiwał sektor Gryffindoru, choć puchoni również nie odpuścili swojemu szukającemu. 
Gdy tylko usłyszałam obraźliwe komentarze na temat biednego Erniego, który spadł ze swojej miotły, zrobiło mi się go strasznie szkoda. Spojrzałam w dół i dostrzegłam jak profesor McGonagall biegnie w stronę poszkodowanego i o mało się nie wywraca, gdy pod jej butem utknął spory kamień. Widownia miała w ten sposób dodatkowy powód do śmiechu. 
Malfoy, który przez chwilę szybował w powietrzu z wysoko uniesioną dłonią, szybko wylądował tuż obok przeciwnika i ku zdziwieniu całego Hogwartu pomógł profesorce z podniesieniem Erniego, który mimo wszystko nie połamał wszystkich kości i z grymasem na twarzy zrównał się ramionami z Malfoyem. Chłopcy uścisnęli sobie wtedy dłonie i Malfoy wciąż trzymając puchona, zaprowadził go do szatni, bądź skrzydła szpitalnego. Tego nie wiedziałam. 
-Wooow, widzieliście to!? - huknął Ron, trzymając dłonie na ustach. - Nic mu nie jest! 
-Spadł zaledwie z kilku metrów - parsknęła Parvati, którą najwidoczniej bawiło dzisiejsze zachowanie Rona. 
-Ron, koniec emocji na dzisiaj - powiedział Harry i podniósł się ze swojego miejsca. 
Tuż przy wejściu do zamku, od strony dziedzińca, podeszła do nas Padma Patil, siostra Parvati. Trzymała w swojej dłoni bordową czapkę, która zdecydowanie nie pasowała do jej granatowego szalika. 
-Ee… Parvati? - zaczepiła ją. - Jakiś ślizgon podszedł do mnie i podał mi to… - Padma wskazała na czapkę.
-Ochh - zapiszczała Parvati i wyrwała siostrze swoją własność. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną. 
-O co ci chodzi? - zapytała zdumiona. 
Ja również nie miałam pojęcia o co chodzi Parvati. Powinna się cieszyć, że Nott w ogóle oddał jej tę czapkę. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie zobaczyłam dziury, wyprutej na samym czubku. 
-Widzisz!? - wskazała palcem na zniszczenie. 
Padma już nic nie odpowiedziała. Pożegnała się z nami i wróciła do swoich znajomych z Ravenclawu Razem z Harry’m, Ginny, Ronem i Parvati wróciliśmy do pokoju wspólnego, gdzie chłopcy w niezbyt przyjaznych humorach, zostali już do końca dnia.
Z Parvati i Ginny zdążyłam wymienić kilka uwag dotyczących Teodora Notta. Po całej tej sytuacji Parvati tylko wyśmiewała się z chłopaka i jego sposobów na podryw. Przynajmniej myślałyśmy, że był to w pewnym sensie flirt. Choć ona wcale nie wykazywała zainteresowania, to mi się wydawało, że wszyscy ślizgoni w tym roku poświrowali i byłam przekonana, że Nott będzie próbował owinąć sobie Parvati wokół palca. 
-Nigdy w życiu bym się z nim nie umówiła! - zaśmiała się Patil, a ja wyczułam w jej głosie odrobinę obrzydzenia co do osoby Notta. 
-Dlaczego? - zapytała Ginny, również ewidentnie kpiąc z chłopaka. 
-On się przyjaźni z Malfoyem, musi być z nim coś nie tak! - stwierdziła, a Ginny jej oczywiście przytaknęła. - W dodatku pomylił mnie z moją siostrą… - mruknęła, ale po chwili obie wybuchnęły śmiechem.
A więc okazało się wtedy, że oprócz Rona i Harry’ego, również koleżanki z mojego domu wciąż nienawidziły znajomej mi twarzy. Choć z Malfoyem rzadko zdarzało się bym rozmawiała, bo jedynie na lekcjach, gdzie przypadkowo trafiliśmy sobie w ręce jako para, wtedy, pamiętnego wieczoru nad jeziorem, no i w bibliotece tego samego dnia, to niestety zbyt często zaczęłam o nim myśleć i mimo tego, że wiedziałam, że takim zachowaniem sprawiam sobie jedynie krzywdę, to nie potrafiłam się powstrzymać. Ten chłopak pozostawił ślad w mojej głowie głównie dlatego, że był taki tajemniczy. Nie potrafiłam go rozszyfrować, a obserwowanie go, dawało mi więcej możliwości, bo po kilku tygodniach zauważyłam rezultaty. Zaczęłam powoli poznawać jego ekspresję, to jak wypowiada niektóre słowa i jakie ruchy mu wtedy towarzyszą. Po kilku miesiącach, stało się dla mnie jasne, że to zwykła obsesja i widziałam u niego najdrobniejsze zmiany w nastroju. Dziś wiem kiedy kłamie, wiem kiedy odłoży proroka codziennego i sięgnie po filiżankę kawy, albo kiedy poprawi krawat, którego tak bardzo nie znosi. Ale chyba nieco za daleko wybrnęłam w przyszłość. Powrócę więc do naszego pierwszego, oficjalnego spotkania, czyli pierwszej lekcji transmutacji jakiej mu udzieliłam. 
-Malfoy! - zdenerwowałam się w końcu. - Czy ty naprawdę nie potrafisz zamienić kałamarza w pióro? To poziom piątej klasy… - wytknęłam mu, gdy po niecałej godzinie nie potrafił nadal nic wyczarować.
Malfoy wywrócił oczami, wyraźnie zirytowany. Nie miałam pojęcia, czy on u d a j e? To są podstawowe rzeczy, których uczyliśmy się dawno temu. Do mojej podświadomości docierały takie domysły jak na przykład to, że on chciał spędzić ze mną tylko trochę czasu. Co było absurdalne i niedopuszczalne, zważając na to kim dla siebie byliśmy. Choć broniłam się przed tym i starałam nie myśleć o nim aż tak c z ę s t o, to wcale nie mogłam o Malfoyu myśleć jak o wrogu. Zdawałam sobie sprawę, że jest podstępnym glutem, i że lada chwila sprawi mi ogromną przykrość. Wiedziałam o tym, więc nie myślcie, że jestem aż tak naiwna.
-Słuchaj Granger, przyszedłem się tutaj czegoś nauczyć, ale jak na razie ty mówisz tylko jak bardzo beznadziejny jestem - stwierdził z wyrzutem, ale muszę przyznać, że zobaczyłam w jego oczach coś, czego nie potrafiłam zidentyfikować. 
Nagle poczułam skurcz żołądka i zrobiło mi się niedobrze. Nerwowo przełknęłam ślinę, mając nadzieje, że zaraz mi przejdzie. Wiedziałam, że zrobiłam się biała jak prześcieradło, ale starałam się zachować normalną postawę ciała. 
-Wszystko w porządku? - zapytał Malfoy, przyglądając mi się uważnie. 
W momencie kiedy spojrzał mi w oczy, dostrzegłam jasne, srebrne plamki na jego błękitnych tęczówkach. 
Wyraz jego twarzy nie zmienił się, wzroku, który we mnie utkwił kilka sekund temu, również nie oderwał 
-Trochę źle się czuję - odpowiadam słabym głosem. 
-Może lepiej stąd chodźmy - powiedział łagodnie, ale ja zaprzeczyłam i szybko pokręciłam głową. - Granger… - Twarz skamieniała mu na widok stróżki krwi, spływającej prosto do moich ust. 
-To nic takiego! - zapewniłam, przypominając sobie sytuacje jak Ron uderzył mnie ręką w twarz. - Ostatnio oberwałam i od tego czasu zdarza mi się takie coś - wytłumaczyłam i zabrałam się za grzebanie w torbie w poszukiwaniu chusteczki. Niestety bez skutku. 
-Masz Granger - Malfoy wyciągnął z kieszeni chusteczkę i nawet na mnie nie patrząc, podał mi ją do ręki. Zaraz po tym szybko zaczął pakować nasze książki do torby. 
Spojrzałam na niego z niezrozumieniem i powoli wytarłam krew spod obolałego nosa.
-Co ty robisz? - zapytałam, nie rozumiejąc jego zachowania. Czyżby czuł do mnie odrazę… - Ach już rozumiem - powiedziałam rozgoryczona. - Brzydzisz się mojej krwi. 
-Krwi? - skrzywił się. - Dlaczego miałbym się jej brzydzić? - zapytał wstając z krzesła, najwyraźniej nieco zdenerwowany. 
-Jestem szlamą - sprostowałam. 
Wyraz twarzy Malfoya pozostał nieodgadniony. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, ale ja wiedziałam co tak naprawdę myśli. To oczywiste, że ktoś taki jak on czuł pogardę do kogoś takiego jak ja. Do takiej „hołoty”, jak to miał w zwyczaju nazywać mnie w przeszłości.
-Wiesz co Granger? Jedyny wstręt jaki mogę czuć, to do siebie - odparł, a jego lodowaty wzrok przeszył mnie na wskroś. - Do siebie w przeszłości - dodał, a ja speszona wlepiłam wzrok w sufit. - A teraz, jeśli pozwolisz, zabiorę cię do wielkiej sali na kolację, gdzie na moich oczach masz wypić herbatę z eliksirem wzmacniającym.
Nie wiedziałam, czy aby na pewno dobrze zrozumiałam jego intencje. Czyżby się martwił o mnie? Przypuszczałam, że tak. Bo niby dlaczego tak się zachowywał? Nie potrafiłam go zrozumieć, do cholery! Ale wiecie co? Istnieje różnica pomiędzy przeczuciem, a pewnością, kolosalna. Wiedziałam to. Dlatego starałam sobie za dużo nie wyobrażać.
-O co ci chodzi Malfoy? - wycedziłam. 
-Chodzi mi o to, że coś z tobą nie tak i musisz… - urwał. 
Spojrzałam na niego i stwierdziłam, że jego zmieszanie sięgnęło chyba zenitu. W jego oczach zauważyłam napięcie, które sugerowało, że mam się natychmiast zgodzić.
-Po prostu się zgódź Granger - wzdycha. 
-Jeśli tak bardzo ci na tym zależy… - mruknęłam i podniosłam się z krzesełka. - A co jeżeli nas ktoś zobaczy? - zapytałam po chwili.
Malfoy nie zdążył odetchnąć, a kolejny problem pojawił się na jego głowie. 
-Jest późno, chyba już nikogo nie zastaniemy - powiedział z niezbyt przekonującą miną. 
Odwróciłam się gwałtownie gdy usłyszałam za swoimi plecami głos Rona. Oboje z Malfoyem marszczymy brwi, nie odzywając się, nadsłuchiwaliśmy o czym rozmawiał z Harrym.
-Myślisz, że Hermiona naprawdę może coś do mnie nadal czuć? - zapytał z nadzieją w głosie. 
Malfoy powstrzymał się od parsknięcia śmiechem tylko dlatego, że spiorunowałam go wzrokiem. Choć nie ukrywam, sama miałam wielką ochotę się zaśmiać.
-Ron, naprawdę nie mam pojęcia… - odpowiedział Harry, który wyraźnie miał dość pytań swojego przyjaciela. 
Malfoy nakazał mi gestem dłoni jak najszybciej wyjść z biblioteki. Spełniłam jego niemą prośbę i razem wyszliśmy na korytarz. W między czasie poczułam jak nogi się pode mną uginają i czuję niebezpieczne zawroty głowy. Złapałam się za skronie i delikatnymi ruchami próbowałam je wymasować. 
Malfoy, który dotychczas energicznym krokiem przemierzał ciemny korytarz, odwrócił się w moją stronę i z miną, która wyrażała nic innego jak tylko bezradność, złapał mnie za łokieć i podtrzymując bym nie upadła, zaprowadził prosto do Wielkiej Sali.
-Nie wiem co się ze mną dzieje - jęknęłam, gdy oboje znaleźliśmy się pod drzwiami. 
Malfoy zmarszczył czoło tak, że prawie zniknęły mu oczy i niepewnie rozejrzał się dookoła. 
-Chodźmy już - zaprosił mnie nonszalanckim gestem ręki do środka, a ja nie wiedziałam, czy nogi odmawiają mi posłuszeństwa ze względu na niego, czy może ze względu na dziwne stany zdrowotne, które od niedawna mi towarzyszą.

3 komentarze:

  1. Na twojego bloga trafiłam poprzez komentarz u Malfoyówny.
    Zaciekawiłaś mnie i postanowiłam przeczytać.
    Ostatnio nadrabiam zaległości w blogosferze i czytam, czytam oczywiście komentując.
    Trochę się martwię o Hermionę.
    Nie czytałam poprzednich rozdziałów ale tutaj mnie intrygujesz.
    Podobnie jak również sytuacja między Hermioną i Draconem.
    Dziewczyna wydaje się być niesprawiedliwa wobec niego. Przynajmniej takie jest moje odczucie.
    I jeszcze ta niepewność Rona.
    Malfoy podsłuchał ciekawą rozmowę jeśli dobrze to zrozumiałam.
    Lubię gdy akcja nie pędzi zbyt szybko i u Ciebie to właśnie widzę.
    Dodatkowo naprawdę fajnie pokazane główne postacie.
    Trochę inaczej, zwłaszcza Draco. Wyraźnie widać jego przemianę wobec bohaterki.
    Właśnie takie coś lubię i cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga
    Życzę weny i pozdrawiam.

    [www.pokochac-lotra.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za opinię i bardzo zachęcam do przeczytania poprzednich rozdziałów, które wydają mi się o wiele lepsze od tego, który pisany był po kilku miesięcznej przerwie, w wyniku czego nie zdążyłam się wczuć w moją historię. Co do Draco, oczywiście zrozumiesz jeśli przeczytasz prolog, który bardzo dużo wnosi do opowiadania, a narracja jest formą opowiadania Hermiony do was, czytelników, gdzie wyraża swoje uczucia i przemyślenia względem samej siebie, popełnionych błędów i Draco, który zranił ją, a mimo tego, ona dalej brnęła w tę znajomość.

      Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję!
      Ps. Uwielbiam Twojego bloga, który był jednym z pierwszym, na które trafiłam. Mam ogromny sentyment!

      Usuń
  2. No, no, Malfoy zachował się jak człowiek. Braw dla niego! Martwi mnie Hermiona, a raczej jej zdrowie
    Lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń